No fajnie, widzę, że trochę ruch się zrobił, mam co pisać.
nikol, z tym moim krwotkiem to była niezła jazda. Dwa tygodnie po porodzie, gdy już od kilku dni miałam bardzo słabe krwawienie, raczej plamienie można to śmiało nazwać, podczas karmienia chlusnęło ze mnie wiadro krwi- naprawdę, nie przesadzam, wstać nie mogłam, dobrze, że siedziałam na narożniku ze skóry, łatwo było posprzatać. No i cud boski, że byłą moja mama ze mną, bo wstać nie mogłam. Stało sie to koło 14tej, bolał mnie brzuch bardzo mocno no i przestraszyłam się. Do wieczora nie minęło, więc zadzwoniłam do mojego lekarza, który powiedział, że to bardzo dobrze, że tak się stało, że to wszystko musi się wydostać ze mnie i że mogę się spodziewać takich sytuacji jeszcze do końca połogu. A wszystko to stąd, że nie było rozwarcia przed cięciem (tak jak u Ciebie
nikol, prawda?). Po porodzie sn rozwarcie utrzymuje się dość długo właśnie po to, żeby wszystkie tzw. odchody mogły sobie spokojnie zejść (np. dwa tygodnie po porodzie sn jest jeszcze rozwarcie 5cio centymetrowe!). No a u nas sprawa utrudniona, dlatego zbiera się, zbiera i potem coś jakby krwotok. Ja do tej pory jeszcze mam dni, że jest tego więcej; są też dni z takim jakbym plamieniem. I tak ma być, wszystko to jest prawidłowe.
Piszesz
nikol, że miałaś kryzys fizyczny i psychiczny. Ja też go zaliczyłam- trzy dni trwał psychiczny- ryczałam codziennie rano a łzy leciały mi na kanapkę, kórą jadłam na śniadanie
. Minęło tak szybko, jak szybko przyszło.
A jeśli chodzi a laktację to
KaSiuSia ma rację- przystawiaj ile tylko dasz radę a rozkręci się. Dokarmianie jakby ten proces hamuje, ale jeśli dajesz po piersi to ok. Miłosz od wczoraj zjada obie piersi i to co dwie godziny (dotychczas rzadko dojadał drugą); w nocy robił 4- 5 godzinne przerwy minimum- dziś już jadł co 3 godziny- chyba kryzys laktacyjny w połączeniu ze skokiem wzrostowym- przerabiałam to z Mikim- trzy- cztery dni częstszego jedzenia i laktacja dostosowała się.
Widzę
nikol, że Twój Tymek też spkojniejszy od Kini, u nas jest dokładnie to samo! I niech już tak zostanie
Wiecie co, pisałam Wam już też o tym, ze pojechałam do mojego gina tydzień po porodzie ściągnać szwy (tak mi kazali w szpitalu) a on powiedział, że jestem poszyta rozpuszczalnymi i tu nie ma co ściągać, samo się rozpuści! A Wam ściagają? Ja po tym prikazie ze szpitala byłam pewna, że skórę zszyli mi nierozpuszczlanymi, no ale chyba mój gin wie, czym szył, no nie?
KaSiuSia, widzę, że nasze starsze dzieci reagują podobnie. Miki, na początku jak karmiłam Miłosza potrafił uciec z sypialni, jakby się wstydził. Zdarzały się noce (teraz ostatnio nie, ale na początku), że Miki budził się dokładnie wtedy, kiedy karmiłam Miłosza i wołał mnie, żebym przyszła do niego; nie chciał przyjść do nas do sypialni a ja nie dałam rady karmiąc iść do niego do pokoju. Płakał, aż nie skończyłam i tak jak piszesz, trwało to długo. Teraz, jak się zdarzy, że się obudzi to idzie M. do niego i jest ok. Jakieś dwa, trzy razy przyszedł do nas, ale to nad ranem, i cierpliwie czekał, aż skończę karmić i odłożę Miłosza, wtedy przytulał się i jeszcze zasypialiśmy. Gorzej było, gdy M. pojechał na delegację- wtedy to wszytko się sprzysięgło przeciw mnie- jak kąpałam Mikiego to obudził się Miłosz (myślałam, że zdążę przed pobudką) i musiałam mu w międzyczasie pieluchę zmieniać ze dwa razy (bo nie chciałam, żeby kupka wyrządziła jeszcze więcej szkody); potem, gdy Mikiego wyciągnęłam z wanny to Miłosz płakał z głodu i musiałam karmić siedząc półdupkiem na łóżeczku Mikiego i głaskać go (a jak karmię to muszę podtrzymywać pierś, więc graniczyło to z ekwilibrystyką), żeby zasnął (też chciał, żebym odłożyła Miłosza i położyła się z nim...). Wstałam po tym wszystkim jak połamana. Jak widzisz nie mam patentu na przytualnie dwóch na raz (chociaż miki proponował, że zmieścimy się w jego łożeczku we trójkę
...). Jak coś wymyślę, to dam znać.
KaSiuSia, jak Piotruś wydaje Ci się być żółty to zastosuj domową fototerpię, pisałam o tym wczoraj.
emilly1975, ślicznie rośnie Mikołajek! Dzielny chłopak. Widzę, że nie tylko w Polsce trzeba się wykłócać- jak można kazać tyle czasu czekać z noworodkiem, jeszcze do tego w szpitalu, największym siedlisku bakterii!!!
No nic, zmykam, głodomor się budzi, a obiad wariuje na kuchence. Za chwilkę przyjeżdża teściowa (dobrze, bo zostanie z Miłoszem a ja sama pojadę po Mikiego, tyle mniej mojego wybierania się a pogoda paskudna, więc super, że nie muszę ciagnąć Małego).
To na razie,pa!