CYTAT(kasiaaaaa @ Tue, 02 Oct 2012 - 07:56)
Nie było tłumionego płaczu (wyszłam z pokoju, babcia w ogóle nie widziała, że za nią stałam), żadnych szeptów ani tym bardziej wymuszonych uśmiechów. Nie nadinterpretuj proszę.
Kasiaaaa,
Ida nie mówiła tylko o Tobie, ale o ogólnie.
Na dłuższą metę nie dasz rady, Twoja rodzina nie da rady żyć jak kiedyś, udawać, ze nie będzie źle, że jest w miarę okay.
Nie wiem, ale chyba nie potrafiłabym nie uswiadomić chorego, ze nie jest chory, ze nie umiera a tylko co? gorzej się czuje?
Nasz dziadek wiedział, ze ma raka, bo usłyszał tę diagnozę w szpitalu, wiedział, ze jest źle, a bedzie jeszcze gorzej. Tylko nikt go nie zapytał, czy jest gotowy, czy to akceptuje, czy coś chce powiedzieć.... On milczał i my też
On posłusznie poddawał się wszelkim zabiegom a my z wielką troską je wykonywaliśmy.... dobra, bo mi łzy kapią, mimo, iz minęło 6,5 lat.
Edit:
Marta, kasiaaaaa, ale ja widzę po sobie (na przykładzie chorego w rodzinie) a także jako wolontariusz były w hospicjum.
Mnie absolutnie nie "ukłuły" słowa Idy, bo z nimi się zgadzam.
Nie rozmawianie na temat śmierci, dawanie nadziei do ostatniej chwili jest okłamywaniem SIEBIE, chorego.
I chcąc nie chcąc, wiele osób żałuje, że nie miało okazji pogodzić się ze śmiercią chorego - ja żałuję, mimo, ze minęło 6,5 lat, żałuję, bo wiedziałam że trzeba porozmawiać - przecież to widziałam w hospicjum, ale nie potrafiłam zrobic tego wbrew oczekiwaniom rodziny.
Ja wiem, ze wiele osób chorych chce wyprzeć prawdę o swoim stanie, bo albo się boją, albo chcą tę nadzieję dać dzieciom itp. albo nie chcą, aby dzieci zamartwiały się.