CYTAT(Ginger @ pon, 12 lut 2007 - 12:18)
z pogaduch jakie prowadzimy na marcóweczkach przypomniała mi się moja historia podczas porodu:
pród w trakcie, boli wszystko tak, że o malo na ścianę nie wskoczę, aż tu nagle jak mnie nie chwyci! Aż mi dech zaparło i usztywniło, udało mi sie tylko krzyknąć, że "SKURCZ!!!!". A wszyscy łącznie z położną i mężem się cieszą, no bo przecież wiadomo że skurcz - przecież to poród. Ja juz prawie płaczę, ale jakoś ostatkiem sił udało mi się w końcu wydukać, że ten skurcz to w łydkę mnie chwycił i jak mi ktoś zaraz tego nie rozmasuje to mi ten skurczony mięsień nogę zwichnie
Posmiali sie ze mnie ale nogę mąż mi litościwie rozmasował
I musze przyznac że ten skurcz w łydke był chyba gorszy od tych podorowych i jeszcze sie do tej nogi nijak nie mogłam zgiąć.
No to ja mam podobną historię
Leżę sobie na łóżku porodowym, po godzinie parcia złapał mnie skurcz w łydkę więc mówię o tym lekarzowi. Miałam trudny poród więc o każdym skurczu partym gdy nadchodził musiałam meldować bo pomagano mi rodzić. Po chwili krzyczę: Skurcz, na to lekarz i położne biegiem masować mi łydkę i takie tam a ja do nich : nie ten skurcz
Śmiali się łącznie ze mną wszyscy. Do dziś jak sobie przypomnę to się śmieję
Druga historia z tego samego porodu to taka, że zaczęłam się zbierać do szpitala gdy miałam skurcze co dwie minuty więc z tego pośpiechu zapomnieliśmy kapci. Po badaniu ubrano mnie w szpitalną koszulę i kazano iść na porodówkę. Więc poszłam - w koszuli i w pantoflach. Jak weszłam to lekarz osłupiały spojrzał na mnie - to ja mu na to: no co, kapci zapomniałam... Ryknął śmiechem i powiedział: dobrze, że to nie zima i kozaków Pani nie ma