CYTAT(ewabi @ śro, 17 paź 2007 - 14:52)
100 lat dla Wiktorki!!!
Zwierzo dla mnie to, co piszesz jest nie tylko jasne, ale także paskudnie znajome wrrr...
I sama tez podejmuję takie właśnie decyzje, czyli, że jasiek po tygodniu w domu szedł do przedszkola z nie do końca zaleczonym katarem, bo i tak wiedziałam, że minie tydzień i do tego domu wróci. Jednak nie przy kuracji antybiotykowej, bo wtedy - primo: wracał szybciej (najdalej po trzech dniach); secundo: świństwo, które go rozkładało było znacznie bardziej świńskie i antybiotyk mocniejszy. i tak wkoło Macieju. Między innymi dlatego Janek nie chodził do przedszkola przez całą poprzednią zimę. Dzięki temu jednak nie mieliśmy od grudnia już żadnego powrotu do antybiotyków.
Łupież różowy to - za przeproszeniem: idiotyczna choroba skóry. Moje dziecko miało i ma paskudną wysypkę na tułowiu. I na tym koniec. Żadnych więcej objawów oprócz parszywego (za przeproszeniem
) wyglądu. Trwa cholerstwo 6 do 8 tygodni, nie jest zbytnio zaraźliwe (żadne z nas się nie zaraziło), ale "etiologia choroby jest wirusowa". Istnieje prawdopodobieństwo przenoszenia, zatem Jan w domu siedzi. Mam nadzieję, że tylko do poniedziałku.
Zwierzo - my mamy jeszcze daleką drogą do kryzysu ... Jan był w przedszkolu w tym roku równo
jeden dzień. Czyż nie jest smutnym rekordzistą w tym zacnym gronie?? Fanfary poproszę ... echhh
Ha, no widzisz, u nas trochę inaczej. Trzymam poantybiotykowego Leonka w domu a on płynnie przechodzi sobie w następną chorobę. I z czego, cholera jasna? Przecież go izoluję od czego się tylko da... W zeszłym roku w zimie też nie chodził do przedszkola, jeśli nie liczyć balu karnawałowego, na który go posłałam bo wiedział wcześniej, że takowy będzie i bardzo na niego czekał. Nie miałam serca powiedzieć, że nici. No i poszedł. Oczywiście odchorował acz nie mam pewności, czy aby i tak nie miałby anginy...
No, w tym roku było nieco lepiej. Wrzesień w przedszkolu niemal cały, dopiero pod koniec mieliśmy załamanie. Ale jakie - chore zatoki i Augmentin przez 21 (sic!) dni. Tadam! Fanfary dla obu dzielnych rekordzistów.
I czy ja muszę dodawać, ze po tygodniu od teoretycznego wyleczenia zaczął się kaszel? Następna wizyta u pani laryngolog przyniosła nam Sumamed. Tyż pycha. No i właśnie trzymam coraz bardziej kaszlącego teoretycznie - rekonwalescenta w domu. Za tydzień ma iść do przedszkola. Zobaczymy, czarno widzę. I tylko zastanawiam się co wymyśli pani dr jak pójdziemy kolejny raz na wizytę (jaki jest mocniejszy antybiotyk od Sumamedu?
No, nie jeśli da kolejnego antybola to każę jej przemyśleć).
Nie wiem czym leczyć Leonka - w zeszłym roku starałam się bez antybiotyków tak długo jak się dało, tzn dłuuuuugo. Teraz już nie wiem. Zmieniliśmy przychodnię, jest fajnie, bez kolejek i w ogóle w poczekalni Ikea ale mam poważne obawy. Każda wizyta=antybol. Każdziuteńka. A efekty póki co z grubsza te same...
W zeszłym roku było wesoło bo tymi wszystkimi katarami i gardłami natychmiast zarażał się Pyza. No i Pyza się uodpornił. Już się nie zaraża. A Leo nadal chory... (czy jest tu taka buźka co sobie włosy z głowy rwie?) U Pyzulca przynajmniej była jakaś rozmaitość w tych chorobach: a to zapalenie ktrani a to wirusowe zapalenie jamy ustnej... no, fakt tego tam kolorowego łupieżu nie mieliśmy ale przecież wszystko przed nami
Leo jest monotematyczny: ucho, angina, katar, katar, katar, katar, angina, ucho... i tak ad infinitum. Aaaaaaaaaa!!!!
Z
P.S. No, fakt - pojawiam się w tym wątku raz na ruski miesiąc i od razu żale wylewam a o solenizantach i innych jubilatach - cisza. Już się poprawiam:
Wikuniu, sto lat!!!I dziękuję już za uwagę. Buziaczki, wszystkiego najlepszego