CYTAT(patti25 @ Tue, 05 Aug 2008 - 13:41)
m a r t u c h a 9 6,
u mnie było podobnie , chyba głównie przez problemy z karmieniem. JEst mi strasznie wstyd i nikomu tego nie mówiłam (nawet mężowi) , że zaraz po urodzeniu do mojego synka nie czułam nic. Łzy lecą mi jak szalone jak to piszę i czuję się z tym okropnie. Pierwszy miesiąc życia synka zamiast najwspanialszego czasu był dla mnie koszmarem. Płakałam dnie i noce, bo mały nie chciał jeść z piersi, nie miałam w nikim wsparcia (prócz męża-ale on całymi dniami był w pracy).
Teraz jest dobrze , kocham krzyśka i uwielbiam z całego serca, ale boję się drugiej ciąży bo nie chcę znowu czegoś podobnego przeżywać.
Witam dziewczyny. Szkoda, ze dopiero odkrylam ten watek (czy pomysl na wetek), a widze, ze w roku 2006 zostal zalozony. Ja mialam syfiasta ciaze: w 3-cim miesiacu podejzenie o zespol Downa, biopsja... w oczekiwaniu na wyniki musialam podkac z mezem decyzje, czy usunac ciaze, jesli dziecko bedzie chore... Potem w 5-tym miesiacu skurcze, pobyt w szpitalu w celu przerwania akcji porodowej i lezenie plackiem do konca ciazy. W rezultacie, jak urodzilam, to bylam juz tak wykonczona, ze nie mialam sily na nic. W dodatku daleko od rodziny, bo mieszkam we Francji, i wpadlam na genialny pomysl poproszenia o pomoc tesciow... i to byl gwozdz do trumny. Tesciowa widzac moj lek i rozdraznienie zamiast pomoc, to wyprawila mi rzez niewiniatek, cos w rodzaju sadu rodzinnego, podczas ktorego zostalam najzwyczajniej wykleta z rodziny. Myslalam wtedy o psychoterapii, ale nie mialam czasu, maz pracowal, ja tez mialam niebawem wrocic do pracy... jak tylko dziecko zaczelo przesypiac noce, to ja przestalam spac! Poszlam do lekarza, ktory zdiagnozowal depresje i podal antydepresory. Zaczely dzialac dopiero po 3 miesiacach i zaczelam przesypiac noc, jak Ewa miala ok roku. Teraz jest ok, uwielbiam ja, ale musze przyznac, ze przez to zmeczenie poczatki maciezynstwa byly dla mnie makabra. Jak ja urodzilam, patrzalam sie na nia i niemoglam poczuc, ze to moje dziecko. Karmienie piersia bylo takim wysilkiem, ze dziecko w trzecim miesiacu samo odrzucilo piers.
Teraz kocham Ewe ponad wszystko, ale ciagle biore antydepresory i czuje sie w pewnym sensie od nich uzalezniona psychicznie. Tlumacze: otoz boje sie, ze jak przestane je brac, to to uczucie wroci... wiec nie przestaja. Lekarz twierdzi, ze moge na nich jechac latami, ale srednio mi sie to usmiecha.
Zaluje bardzo, ze ten temat jest tak malo znany i ze sie tak upieksza maciezynstwo i porod, ktory jest strasznym szokiem fizycznym, hormonalnym i psychicznym. Szkoda, ze wiecej sie o tym nie mowi, moze mamy czulyby sie mniej winne. W koncu baby bleus jest calkiem czestym zjawiaskiem. Wiem, ze u mnie zaczelo sie od tego, i gdybym wiedziala, jak reagowac, nie doszloby do depresji. Fajnie byloby rowniez wiedziec, ze pomoc jest mozliwa i nawet, jesli nie czuje sie milosci do dziecka od pierwszego wejzenia, zawsze jednak ta milosc w koncu wychodzi (bo ona jest, ale schowana pod rzadzacymi nami negatywnymi emocjami).
Jestem jak najbardziej za takim watkiem.
Ten post edytował to znowu ja: chaton pią, 10 paź 2008 - 15:15