Chciałam teraz dla odmiany pokazać wam fragment Julkowej prozy. Ciekawa jestem co o jej stylu myślicie. Poprawiłam jedną literówkę, nic więcej.
Kiedyś w Torneg mieszkała młoda wróżka Helikko. Umiała przepowiadać przyszłość, leczyć rany, znała tajemnicze zaklęcia i eliksiry. Żyła skromnie, w domku w mieście, zarabiając na życie sprzedając lecznicze wywary. Składniki do nich znajdywała w okolicznych wioskach, najczęściej w Leśnej Przełęczy lub Orlej Grani, lecz po niektóre musiała wybrać się do Ithan. Było to dosyć daleko: Szła z Orlej Grani do Starych Ruin a potem do Doliny Yss, żeby dotrzeć na targ w Ithan. Cieszyła się sławą swoich wyrobów zarówno w Torneg i Ithan, jak i w Werbin czy Eden, które leżały przecież o wiele, wiele dalej. Żeby dojść z Torneg do Eden, trzeba było jechać wozem z dobrymi końmi przez całe trzy dni, tak więc Helikko naprawdę miała talent lekarski większy niż uzdrowiciele z innych miast czy wiosek. Nie było więc dziwne, że taka przygoda spotkała właśnie ją. Tego dnia usłyszała krzyki w mieście, ale pozwoliła sobie jeszcze posiedzieć, słuchając nawoływań.
- Co się stało?
- Kto to jest?
- Uważajcie! Co wy wyprawiacie?
- Odejdźcie, bo przeszkadzacie!
- Zawołajcie Helikko!
Helikko wybiegła przed dom, gdy usłyszała swoje imię. Wokół dwóch mężczyzn i kobiety stało mnóstwo ludzi, którzy pośpiesznie odsunęli się na bok, gdy ją zobaczyli. Rozległy się szepty:
- Jest Helikko, ona jej pomoże.
Helikko podeszła bliżej i z westchnieniem zobaczyła zemdloną dziewczynkę, trochę zakrwawioną, sierotę, którą znała. Dziewczynka niedawno straciła rodziców i mieszkała niedaleko Werbin, w Łowieckiej Wiosce, jednej z tych specjalnych, czyli tych, w których żyli ludzie jednego powołania, łowcy, tropiciele, magowie albo wojownicy. Skrzywiła się na widok poszarpanej rany na ramieniu dziecka.
- Żyje?- Spytała szybko, obmyślając już sposoby leczenia, szanse na nie były dość duże. Niewinne zaklęcie, opatrunki i eliksiry powinny jej pomóc.
- Żyje, oczywiście, ale lepiej się pospiesz. Kiedy ją znaleźliśmy, była przytomna, ale droga nie była krótka, choć krótsza niż do innych miast. Zemdlała w czasie drogi. Pomożesz jej? - spytał mężczyzna, który sądząc po ubiorze wyglądał na tropiciela. Ten drugi był chyba wojownikiem, a kobieta cyganką. Widocznie jeden z nich znalazł dziecko a reszta postanowiła pomóc mu przetransportować je do Torneg. W jego pytaniu kryło się coś więcej.
Helikko zamknęła oczy. Poczuła znajome zawroty głowy, a w jej umyśle pojawiły się jakieś zamazane, szare kształty.
- Chyba tak. Jestem prawie całkowicie pewna. Jej bliska przyszłość jest jasna, ale dalej maluje się co niewyraźnego, co dotyczy raczej późniejszych czasów, a wmieszało się tu, bo jest to jakaś niezwykła rzecz. Ale musimy się spieszyć. Zawołajcie jakiegoś dzieciaka, żeby przyniósł fioletową fiolkę z mojej szafki, tylko niech to zrobi szybciej!
Ludzie przekazali wiadomość do jedenastoletniego Tiwona, syna Argemny i Oriusa. Chłopiec pobiegł do domu Helikko, a ona sama wlała zawartość małej buteleczki do ust dziewczynki.
- Oblej ją wodą - poradziło jakieś czteroletnie maleństwo, wzorując się pewnie na opowieściach, prędko jednak wytłumaczono mu szczegóły leczenia. Przybiegł Tiwon z fioletową maścią. Helikko posmarowała rozcięcia i ranki maścią i wyprostowała się. Cyganka, która przyniosła sierotę nie wytrzymała ciszy i zawołała:
- Tą dziewczynkę trzeba zabrać do domu Helikko! Jak ona ma właściwie na imię?
- Wassi. Tak, pomóżcie mi ją zabrać - poprosiła Helikko. I poproście jeszcze Tiwona, żeby przyniósł mi pięć krwawników. Będą mi potrzebne do tej wstrętnej rany na ramieniu.
.
*
Tiwon jakiś czas później przyniósł krwawniki i zajrzał do Wassi. Leżała na jednym z dwóch łóżek w domku Helikko.
- Jeszcze śpi? - spytał, odrobinę rozczarowany.
- Już wcześniej się obudziła. Teraz zasnęła znowu. Powiedziała mi tylko, że jest bardzo zmęczona. Chcesz przyjść, kiedy się obudzi?
- Tak, chcę. Lepiej wygląda.
- Jasne, że lepiej, widocznie to jednak nie było nic groźnego, za nieco więcej niż tydzień pomoże wam zbierać macierzankę. Chciałabym wiedzieć, co ją zaatakowało. Jakaś leśna bestia. Później spytam tych ludzi, gdzie ją znaleźli, może to da jakiś ślad.
- Będzie tu mieszkać?
- Tak. Mam tu dość miejsca dla dwóch osób, są dwa łóżka, dwa krzesła i duży stolik.
- A ta mała izdebka o tam?
- Tam się nikt nie zmieści. Trzymam tam książki, małe zapasy eliksirów i te trujące składniki, które kupiłam, gdy przyjechali ci kupcy z Eden. W tym roku też przyjadą, i dobrze, bo już prawie nic stamtąd nie mam.
- Mama wtedy kupiła edeńskie róże i posadziła pod oknami - pokiwał głową Tiwon. - Ale one wcale nie są trujące.
- Tak, zawsze podziwiam zapach waszych róż. Te edeńskie pięknie pachną.
Tiwon zamyślił się. Po momencie wrócił do początku rozmowy.
- Będzie z nami zbierać macierzankę? Będzie jej się chciało?
Kilkoro dzieci z Torneg i z Myśliwskiej Wioski zbierało dla Helikko składniki zup, nalewek i maści, te z Myśliwskiej Wioski głównie rumianki i nagietki, a z Torneg macierzankę, która rosła w Zapomnianym Lesie, który dla osoby dorosłej był zbyt gęsty, a dla dzieci wymarzonym miejscem zabaw. Macierzanka nie rosła w otwartych miejscach, więc miały niezłą zabawę, przeciskając się między drzewami i szukając fioletowych kwiatków. Nie było tam niebezpieczeństw, tylko, ptaki, zające i od czasu do czasu lis, a i zbłądzić było trudno, gdyż pośrodku biegł przez las szeroki tunel, więc patrzyło się, w którą stronę skręca się w las, a potem szło się z powrotem, więc nikt się o dzieci nie bał, a jeszcze chwalili, że pomagają wróżce.
- O tak, pewnie, że będzie! Żeby jej się nie chciało, to jeszcze nie widziałam, choć ona woli otwarte równiny, więc bardziej pomoże Jerce i Kerru w zbieraniu wrzosu.
- Mam nadzieję, że do nas też czasem przyjdzie się pobawić. Pochwalę jej się, jak dobrze wchodzę na jabłonkę i zbieram jabłka.
- To chyba nie ta pora roku?
- Ale jeszcze tylko trzy miesiące. Poczekam.
Helikko zaśmiała się cicho. Tiwon powiedział cicho:
- Daj jej to, jakby się nudziła, dobrze?
I wyszedł. Wróżka postawiła garnek na kuchence i nalała do niego wody. Zagotowała wodę na zupę.
Kiedy postawiła na stole wazę, Wassi uniosła głowę. Helikko zauważyła to.
- Wyspałaś się? - zapytała pogodnie.
- Tak, tylko boli mnie ręka i głowa. Ale nie jestem zmęczona, tylko głodna.
- To dobrze, bo właśnie ugotowałam dla nas ciepłą zupę. Nie wychodź jeszcze z łóżka, tylko usiądź i oprzyj się o ścianę. Masz tu tacę z miską, i łyżkę.
- Dziękuję - powiedziała Wassi. - Jest bardzo dobra.
Nie dodała jednak nic więcej, tylko zamyśliła się. Było jej wstyd, że wszyscy się o nią martwili, a to, że nic się jej nie stało, było dla nich wielką ulgą. Wassi nie bardzo lubiła zwracać na siebie uwagę.
Zjadła zupę, a Helikko posmarowała jej ramię fioletową maścią z krwawnikiem.
- Pewnie niedługo przestanie boleć. Będziesz musiała jeszcze cztery dni poleżeć, potem zapoznasz się z miasteczkiem. Mieszkałaś blisko Werbin, prawda?
- W Łowieckiej Wiosce - potwierdziła dziewczynka. Było bardzo miło, a w dodatku tylko tam rosną jagody. Ja lubię jagody
- A gdzie jadałaś?
- Śniadania i kolacje w wiosce, a obiady w karczmie w Werbin.
- Nie pomyślałaś, żeby tam wykupić pokój?
- Na te dwa tygodnie wszystkie były zajęte. Bo w Werbin miał być festyn.
- A wcześniej?
-Wcześniej jakoś nie pomyślałam. Spałam w takim namiocie, co stał pusty, nie wiadomo, czyj jest i skąd się wziął, ale stoi.
- Rozumiem, ale tam nocą musiało być bardzo zimno?
- Dlatego pomyślałam o tej karczmie.
Helikko podała Wassi przedmiot, który zostawił Tiwon.
- To książka od Tiwona, syna Oriusa. Pożycza ci ją, żeby ci się nie nudziło. A tak właściwie, to powinnaś iść do szkoły, a potem i na zajęcia ze swojej profesji. Kim byli twoi rodzice?
- Matka była łowcą, a tata uzdrowicielem w Werbin.
- Rozumiem. Myślę, że też chciałabyś być łowcą, po mamie?
- Tak. Kto tu tego uczy?
- Szagrat. Mieszka za rzeką.
- Rozumiem. A co to za książka?
- Sprawdź - zachęciła wróżka.
- Przeczytam. Jest dość gruba.
- Przeczytaj. Myślę, że kiedy skończysz, wyjdziesz zapoznać się z mieszkańcami. Ja teraz wyjdę, Asza prosiła, by dać jej maść na poparzenia słoneczne. Ona ma małą córeczkę, która się za mocno opaliła. Ma chyba sześć lat.
*
Cztery dni później Wassi nic już nie bolało, skończyła czytać książkę i wolno jej było przejść się po miasteczku, które składało się ze szkoły, karczmy, targu i kilkunastu domów.
- Najpierw możesz iść do Argemny, mamy Tiwona, i oddać książkę. Jego tata pracuje, jest tropicielem, a on sam jest w szkole.
- A ja kiedy pójdę do szkoły?
- Myślę, że pojutrze.
- Dobrze. A jak poznać dom Argemny?
- To ten, który jest obrośnięty edeńskimi różami.
- A gdzie iść potem?
- Rozejrzyj się i idź, gdzie ci się będzie podobało. Przywitaj się z ludźmi, których spotkasz, pozdrowią cię, powiedzą, kim są, co robią, właściwie to rób, co uważasz za słuszne, tylko nie wychodź z miasta.
- Nie wyjdę.
- No to już idź.
Nieco dalej, ale niezbyt daleko, stał dom porośnięty ciemnoróżowymi różami. Wassi wciągnęła powietrze. Odżyły w niej wspomnienia swojego jedynego pobytu w Eden, jeszcze z rodzicami. Tam na co drugi dom pięły się te wspaniałe róże, a w powietrzu unosił się ten sam zapach, jakim przywabiała ta chata. To były te miłe wspomnienia. Później nadeszły te złe; związane z rodzicami i domem. Wassi nie lubiła tych myśli. Za wszelką cenę starała się je odgonić. Potrząsnęła głową. Nie, nie będę teraz tego wspominać, pomyślała. Podeszła trochę bliżej, odganiając natrętne wspomnienia. Argemna stała przed domem, rozwieszając pranie. Kiedy zobaczyła Wassi, uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj! Jesteś Wassi od Helikko?
- Tak. Twoje róże cudownie pachną.
- Tak, ja także uwielbiam ten zapach. Ja jestem Argemna, mój syn mówił że cię odwiedzał.
- Nie pamiętam. Chyba wtedy spałam. Przyszłam oddać książkę, którą mi pożyczył.
- Eresor, tak? Bardzo ją lubi.
- Mi też się podoba. Jest ciekawa. W Torneg nie można chyba kupić książek, prawda?
- Oczywiście, że nie można. Książki sprzedają kupcy, którzy przyjeżdżają na nasz targ parę razy na rok. Wtedy nieźle zarabiają - uśmiechnęła się znów Argemna. - Gdzie teraz idziesz?
- Nie wiem, chyba tam, w stronę studni, do centrum.
- Rozumiem. Czy mogłabym cię prosić o przysługę?
- A o co chodzi?
- Chciałabym, żebyś przyniosła mi ze studni trochę wody. Nie całe wiadro, nie udźwignęłabyś tego, ale tak jedną trzecią, bo chcę napoić kury. Dostaniesz trochę pieniędzy, parę monet, dobrze?
- Bardzo chętnie. Przyniosę, kiedy będę wracać.
- Dziękuję ci! Bardzo mi pomożesz.
Wassi wzięła wiadro i poszła dalej, do centrum. W centrum stała studnia i tam też był targ. Stało tam trochę ludzi i rozmawiało. Wassi postawiła wiadro koło studni i usłyszała pozdrowienie:
- Witaj! Kim ty jesteś?
- Jestem Wassi od Helikko.
- Ach, tak, Wassi od Helikko! Już wyzdrowiałaś, co?
- Tak. Pojutrze idę do szkoły. Wassi uśmiechnęła się, ale była zawstydzona, że ludzie zwracają na nią uwagę. Nieczęsto przebywała w miejscach, w którym wszyscy ją znali. Właściwie znało ją kilka osób z
Teraz więcej osób wykazało zainteresowanie Wassi.
- No proszę, Wassi od Helikko! Kiedy pięć dni temu cię przynieśli, wyglądało to bardzo groźnie!
Mogła tego nie mówić. Wassi niezbyt miło się poczuła, wspominając tamten dzień. Musiała widocznie narobić swoją nierozważnością wiele zamieszania. Helikko mówiła, że wcale nic takiego się nie stało, skoro wyzdrowiała.
- Do szkoły, co? A jakiej będziesz się oprócz tego uczyć profesji? Po mamusi, po tatusiu czy jeszcze po kimś innym?
To było już lepsze pytanie.
- Co się ci wtedy właściwie stało?
Zdumiona Wassi opowiedziała, że nie wie, że coś ją od tyłu zaatakowało, nie bardzo pamięta gdzie, ugryzło w ramię i zostawiło. Wassi uderzyła głową o kamień, a po chwili znalazła ją jakaś kobieta, a dwóch mężczyzn zabrało ją gdzieś i że dalej nie pamięta, że obudziła się bardzo zmęczona i znowu zasnęła, i że po mamusi będzie łowcą.
- Mocna jesteś dziewczyna, skoro tak! Zostaniesz z nami tu, w Torneg?
- Zostanę, zamieszkam u Helikko!
- A kto cię będzie kiedyś uczył łowiectwa?
- Chyba Szagrat.
- No, to dobrze! On jest w tym świetny!
- Ile masz lat?
Według Wassi za dużo tych pytań.
- Dwanaście.
- Możesz już wychodzić sama z Torneg?
Helikko nic o tym nie wspominała... ale przecież Wassi nie chce wychodzić, tylko odpowiedzieć na pytanie. Jeśli odpowie: nie albo nie wiem pomyślą, że Wassi jest jeszcze chora i biedna, a w dodatku zbyt nierozważna, żeby samodzielnie wychodzić.
- Tak, tylko Helikko musi o tym wiedzieć.
Przynajmniej nie ciągnęli tego tematu.
- Co będziesz teraz robić?
Niezbyt mądre pytanie.
- Argemna prosiła mnie, żebym wzięła dla niej ze studni trochę wody, bo chce napoić kury.
- Argemna, żona Oriusa? O tak! Tylko najpierw ci się przedstawimy. Ja jestem Uril.
- Sofra.
- Ediasz.
- Perel.
- Dziękuję - powiedziała Wassi. - Pewnie jutro znowu tu przyjdę. Bardzo mi się tutaj podoba.
Naprawdę jej się podobało, tylko może ludzie byli zbyt ciekawscy. I wolałaby, gdyby mniej ludzi zwracało na nią uwagę.
Wyciągnęła w wiadrze trochę wody i zaniosła Argemnie.
- Dziękuję ci - ucieszyła się, i dała Wassi trzy monety. Kup sobie prawdziwą sukienkę, jak przyjadą z Karka-han. Powinni przyjechać jutro.
- To dobrze, że jutro nie będę jeszcze w szkole. Będę miała czas, żeby sobie wybrać.
- Chcesz mieć jakąś w specjalnym kolorze?
- Tak. Chciałabym mieć żółtą, ale fartuszek ma być biały, a nie błękitny, jak u Helikko.
- Ja też mam biały. Ale wracaj już do Helikko, dobrze? Minęło trochę czasu, odkąd tu byłaś pierwszy raz. Na pewno zastanawia się, co robisz. Powiedz jej, że chcesz mieć żółtą sukienkę z białym fartuszkiem, żeby cię jutro puściła. To nie na targu, tylko na placu, koło karczmy.
*
Helikko oczywiście puściła Wassi. Po południu Wassi przyszła w swojej troszkę podartej, szarej sukience na plac koło karczmy. Wyglądało tam trochę inaczej niż poprzedniego dnia, gdyż wszędzie poustawiano kolorowe stragany z różnościami. W tym był jeden z książkami. Wassi postała tam chwilę, oglądając ciemne okładki. Nie przepadała za czytaniem, wolała biegać i zbierać rośliny, ale książki fascynowały ją jak każde inne dziecko. Dopiero potem podeszła kupić sobie sukienkę. Uznała, że takiego wyboru trzeba dokonywać powoli. Raz i drugi przejrzała kolorowe suknie, z których dwie były żółte, z białymi fartuszkami. Wassi po namyśle wybrała tą o nieco prostszym kroju, długą do kostek, przewiązaną równie słonecznego koloru wstążką. Przewiesiła ją przez ramię i podeszła do innych straganów, pooglądać chustki. Przy stoisku z naczyniami spotkała dziewczynkę w purpurowej przepasce na głowie.
- Kim jesteś? - zapytała dziewczynka. - Nie widziałam cię jeszcze w mieście.
- Jestem Wassi od Helikko, a ty?
W końcu ktoś, kto pyta się o jej imię.
- Od Helikko? To pewnie niedawno tu jesteś, bo jeszcze tydzień temu wróżka mieszkała sama. Jeżeli pytasz, to jestem Rogna od Hewera. Wszyscy się tutaj znamy.
- Ja jeszcze nie znam wielu. Muszę poznać ludzi, tylko nie wiem jak.
- Ludzi się nie poznaje. To tak, samo przychodzi. Rozmawiasz chwilę z człowiekiem i już się znacie. Ty mnie już teraz znasz.
- Tak samo u nas, w Wiosce Łowców. Też wszyscy się znaliśmy, ale było nas mniej.
- Przyzwyczaisz się. Ile masz lat? Ja mam dwanaście.
- Ja też.
- No to sama widzisz. Ja już cię lubię, więc zapoznam cię z moimi przyjaciółmi. Oni też na pewno cię polubią i poznasz ich rodziców. Nie musisz się w ogóle wysilać. Tak, jak mówiłam. To tak samo przychodzi. Ja mogę ci pokazać mojego tatę, mamę i młodszego brata, on ma na razie siedem lat. To jest mój tata.
I pomachała ręką w stronę ciemnowłosego mężczyzny, stojącego tam, gdzie Wassi kupiła sukienkę.
- Kupi mi sukienkę - pochwaliła się. Właściwie dokładnie taką jak ty, tylko w niebieskim kolorze, a dla mojej koleżanki, Antry, też taką, tylko czerwoną.
- To będziecie bardzo podobnie wyglądać.
- Może tak, i ty także. Mamy odmienne kolory włosów. Ja mam czarne, ty brązowe, a Antra ma złote. Ale wszystkie mamy je jednakowo długie.
- Rzeczywiście - zaczęła Wassi ale nie skończyła. Z kramu z ubraniami dla chłopców machała do niej Argemna, stojąca obok ładnej, czarnowłosej kobiety, w której Rogna poznała swoją matkę.
- Kupuje ubranie dla Wuga, trzeba korzystać z okazji.
Wassi zrozumiała, że Argemna też kupi strój dla Tiwona. W tym momencie Rogna zawołała:
- To jest Antra. Antro! Antro!
Rzeczywście do Rogny szła dziewczynka o złotych włosach.
--------------------
"Wierzę, że na mojej drodze zawsze skręcę we właściwą stronę. Bo wierzę że Bóg wytyczy drogę tam, gdzie jej nie ma". N.V. Peale