Eta, telefon się nie zmienił, sms-a dostałam - po prostu nie mam siły odpisać. Dziękuję Ci i za wsparcie i za propozycję wyjazdu, ale nad morze nie pojadę. Marcin powiedział, że on się nie zgadza, żeby dzieci ze mną wyjechały, i że nie zajmie sie dziećmi, żebym ja pojechała sama.
I trudno. Nie bardzo mam co z tym zrobić teraz.
Ale jedna rzecz mnie dzisiaj na prawdę załamała.
Joasia ma za miesiąc I Komunię. Pomijam to, że Marcin palcem nie kiwnął przy organizacji czegokolwiek natomiast zażądał dzisiaj sprawozdania z MOICH planów na ten dzień. Po czym oświadczył, że nie wpuści mojej rodziny do domu, ani nigdzie indziej. I chrzestnej Smoka także nie, bo to moja przyjaciółka. I że nie życzy sobie ich widzieć, że mam ich odwołać, i że jeśli przyjdą to ich wyrzuci i żebym nie myślała, że on żartuje i że jutro wyjaśni dokładnie Joasi, dlaczego nie będzie części gości. A w ogóle to ja mam jej to powiedzieć, TYLKO PRAWDĘ. Że gości nie ma bo mama nie chce współpracować z tatą. Bo on chce współpracować, a ja nie chcę.
A już myślałam, że trochę ochłonął bo powiedział, że wieczorem chciałby poustalać różne rzeczy, a potem na mnie nawrzeszczał, że nie będzie ze mną rozmawiał skoro ja mam takie nastawienie (nastawienie miałam pozytywne, właśnie myślałam, że poukładamy jakoś sprawy, żeby się dało żyć - wzięłam kartkę, długopis, kubek z herbatą, pełna gotowość do ustaleń) i skoro nie chcę sie porozumieć to żebym s*****alała (tak w skrócie). I o tej Komunii... I jeszcze wykrzykiwał, że jemu się w głowie nie mieści jak ja mogę tak w dupie mieć własne dziecko, że on to on, ale co dzieci mi zrobiły, że się nad nimi tak znęcam.
Jednak udało mu się doprowadzić minie do stanu, że znów nie jestem w stanie wziąć się do niczego a na jutro muszę zrobić projekty, po prostu muszę. Już raz nie dotrzymałam terminu - klienci, z którymi teraz współpracuję - zrozumieli, ale nie mogę nawalać co drugi dzień.
--------------------
Żyrafo - mama Joanny (2000) i Marianny (2002)