Alcia lozko.. jest duzzze, jest ladne, ale niezbyt wygodne. Tzn. ujdzie, ale twardawe. Wygodny to ma Kuba materac ( na ktorym zreszta nie spi poki co), ale nasz byl nieco tanszy. Duzo dalismy za lozko wiec na materacu chcialam troche zaoszczedzic.. a takie wygodne naprawde majatek kosztuja.
Ale nie jest zle.. druga noc na nim spimy (we czworke) i jest o niebo lepiej niz przez te wszystkie lata na wersalkach czy innych kanapach.
Ruszylismy z robota
Wlasnie najpierw lozko zlozylismy do kupy... CIezzzzkie, twarde drewno jak cholera.. ale moze posluzy do konca naszych dni...
Potem szybko zakupilam materac, zlozylismy nasza stara szafe, ktora okazalo sie pasuje do reszty.. Czesciowo nawet ksiazki udalo sie wypakowac.
Ale mi oczy blyszczaly
Sypialnia zaczyna przypominac sypialnie.. i byc moze bedzie 'tym' pokojem.. tzn. miejscem gdzie bede sie dobrze czuc, bo poki co wszedzie mi sie podoba, ale
nigdzie nie czuje sie dobrze.
W sobote wyruszylismy tez po firanki. To byla ta rzecz, ktora calkowicie mnie przerastala.. dlatego tak dlugo zwlekalismy. Chcialam kupic je blisko, w malym
sklepiku, ale byl zamkniety (przed czasem).. tak wiec pognalismy do tych wszystkich centrow handlowych. Tam mielismy upolowany sklep gdzie mozna dostac
oczoplasow .. tyle tego.. Bylismy tam juz wielokrotnie, ale nigdy niczego nie bylismy w stanie wybrac..
Tym razem poprosilam sprzedawczynie o pomoc. Powiedzialam co chcemy, czego nie, jak mamy umeblowany salon itd. Babka bardzo fajna, rzeczowa,
znala sie na rzeczy... Doradzila, powiedziala co powinno sie, czego absolutnie.. Pokazala pierwsza firanke -taka sobie.. drugiej nie pozwolilam jej rozpakowywac, bo
byla zupelnie nie w moim stylu.. ale trzecia okazala sie byc idealna.. Wiecej nie chcialam juz ogladac, bo potem ciezko wybrac.. zreszta i Mariuszowi sie podobala..
Jest sliczna.. Bedzie rozchodzic sie na boki.. a w miejscu tasmy, marszczenia bedzie wszyty zaslonowy - gladki material.. i z tego samego beda do niej pasy podtrzymujace.
Lamberkinu nie bedzie.. Nie powiem Wam ile dalismy, bo i my zbledlismy... wiec pomyslicie, ze na glowe upadlam, ale powinno byc slicznie.. Oby.
I mam nadzieje, ze posluzy z nascie lat.
I jeszcze udalo sie ponaklejac w Kuby pokoju te wszystkie naklejki.. Jest fajnie, ale do konca nie jestem zadowolona.. no i pokoj sprawia wrazenie chaosu zupelnego.
Kuba jeszcze tego nie widzial.. ciekawe jaka bedzie mial mine.
Udalo mi sie tez dwa razy wyciagnac Mariusza do zwyklych, ubraniowych sklepow. Sto lat nic nie kupowalam.. ale tu imininy babci.. w dresie nie pojde.
Okazalo sie, ze teraz wyprzedaze.. Zlapalam wiec pierwsza lepsza bluzke (doslownie) z brzegu i pobieglam do 'moich' czyli Mothercare itp.
Myslalam, ze umre ze szczescia. Kuba dostal troche prezentow na jutro, ale glownie Tomcio oblowil sie ciuszkami na zas. Ceny byly naprawde atrakcyjne.
Bylismy i u baby na imieninkach, ale to byla porazka.. dla mnie i dla dzieciakow. Kuba w ogole nie wszedl do goscinnego pokoju. Tomek owszem, posiedzial
chwile, ale potem rozplakal sie i juz do konca nie chcial tam sie pokazywac. NIe dziwie sie. Bylo tloczno (nascie osob w jednym pokoju), byl przeciag, smierdzialo
papierosami..i barrrrrdzo glosnio.. jednym slowem obco i nieprzjaznie dla takiego malenstwa. Siedzialam z nim w sypialni gdzie bylo z kolei jak w piecu, ten cyca nie chcial puscic.. Kuba w nogach na ziemi, bawil sie jakimis autkami.. i co chwile powtarzal 'do domku, do domku'.
Szybko zwinelismy sie i szczesliwi zrobilismy grilla tylko we wlasnym towarzystwie. I nie mam wyrzutow, ze nie odprawiam kubusiowych urodzinek.
To bylaby mordega dla nich.. Kupa obcych, glosnych ludzi.. i moje dzieciaki pochowane po katach, wystraszone.. we wlasnym domu.
Nie, nie. Na urodzinki przyjedzie baba i moze moi chrzestni.. starsi ludzie, spokojni.
Oj, cos dlugasny post sie zrobil...