A ja lubię takie wieczory pod hasłem "szał gotowania". Najpierw wyciągam mój segregator z przepisami i wybieram kilka różnych. Potem spisuje potrzbne do nich wszystkich składniki i wysyłam głowę rodziny po zakupy. Robię wówczas jednocześnie, albo po kolei, jednego wieczoru, 3 "drugie dania" (każde na 2-3 dni), 2-3 zupy, z rozpędu jakąś sałatkę do kolacji czy placki i tym podobne. Sączę przy tym pivko/vinko, słucham dość głośno muzyki, od czasu do czasu wołam któreś dziecko do pomocy (albo żeby tylko patrzyło i uczyło się). Zajmuje mi to jakieś 3-4 godzinki...
Zostawiam to, co będzie jedzone jutro i pojutrze w lodówce, wytworzone zapasy zaś - zamrażam. Mam żarcie na minimum tydzień i zero stresu. A poza tym naprawde to lubię.