Dziewczyny melduje się na wątku i dziękuję za gratulacje.
Uzupełniam dane.
Mój synuś Jan Łukasz przyszedł na świat 31 stycznia o 20.15 SN. Waga 3750 dł. 56 cm.
No więc nie bardzo chciało mi się czekać do 1 lutego z wyjazdem do szpitala i przechodzenie przez testy, bo wiadomo, że to mogło potrwać jeszcze kilka dni.
Tak więc w nocy około 3 nad ranem poczułam ponownie skurcze, tak jak wciągu ostatnich 2 tygodni z tą różnicą, że co około 7-10 minut i zaczynał pobolewać brzuch. Nie ustępowały do 7 rano. Postanowiłam w miarę możliwości jeszcze drzemać by być w miarę wypoczęta. O 7 wstaliśmy i tym razem skurcze nie ustępowały, tak jak w ostatnich dniach. Były za to częstsze 4-7 minut. Ale stwierdziłam, że jeszcze nie jadę. Pojadę wieczorem. Do godziny 9 skurcze wciąż nieregularne 3-7 minut ale coraz bardziej bolesne i dłuższe, więc o 10 kąpiel relaksująca. Dopakowałam torby i o 12 gdy skurcze od godziny były już co 2-3 minuty mówię do męża jedziemy. Widziałam, że odetchnął z ulgą (bo od 3 tygodni słyszał, że ma być gotowy może to już). W drodze do szpitala oczywiście skurcze były rzadsze co 6-7 minut. Do szpitala zostałam przyjęta bez problemu z racji że miałam i tak się zgłosić dzień później. I muszę przyznać, że trafiłam na super zmianę. Oczywiście podczas badania okazało się to czego się spodziewałam rozwarcie 1 palec.
Położono mnie o 12.45, zrobiono KTG i dopiero pod koniec skurcze były częstsze. o 15 kolejne badanie i dalej rozwarcie na 1 palec. Obie z położna byłyśmy rozczarowane. Postanowiłam nie dać się i zaczęłam chodzić, no nie powiem krzyż od tego bolał, ale efekt był. O 17 prysznic, ale nie powiem żeby pomógł. 17.10 kolejne badanie i rozwarcie 3,5-4 cm. Czyli jesteśmy do przodu, tylko skurcze bardzo częste bo i co 1 minutę, ale niestety krótkie. Więc mało czasu na odpoczynek. I tu pada propozycja znieczulenia zewnątrzoponowego. Miałam przy pierwszym porodzie. U nas można w szpitalu bez problemu wykupić taką usługę. Dzwonię do męża konsultuje bo wiadomo jakieś skutki uboczne. Mąż mówi na co czekasz bierz i koniec. No więc idę i mówię, że się zdecyduję. I za 5 minut byłam na sali porodowej i o 18 dostałam ZOP. No niestety ze względu na mój kręgosłup założone dość nisko więc zaczęło działać po 30 minutach zamiast po 10. Ale już było dobrze i do 20.15 poszło sprawnie. Mały były duży jak na moje parametry więc niestety pękłam. Ale to nic ważne, że mój kochany Jaś jest zdrowy.
I teraz mam kochanego bąbelka, który je dużo i śpi, mało płacze.
Walczę teraz z nadmiarem pokarmu, ale to się wszystko da.
No dobrze kończę bo mały się kręci. Mam nadzieję, że byków w opisie nie zrobiłam za dużo z pośpiechu.
Pozdrawiam.