To był Wielki Czwartek, pozałatwialiśmy sprawy urzędowe, pochwaliłam sie pani w TPSA że to dziewiąty miesiąc i idę zaraz na usg, ale pewnie przed świętami nie urodze, dzień wczesniej jeszcze konczylismy remont łazienki i do 22 latalismy po Castoramie. No i poszlismy na to rutynowe usg. lekarz badał mnie długo, milczał, mój A. bladł coraz bardziej, widział więcej niż ja...wreszcie lekarz kazał mi się ubrać, paniom zgromadzonym przed gabinetem kazał poczekać a nas wziął do windy gdzie powiedział tylko, że nie ma wód płodowych i pewnie jeszcze dziś zakończymy tą ciążę (wody wyciekały w niezauważalny dla mnie sposób przez ostatnie tygodnie). Zadzwoniłam tylko do mamy i powiedziałam, że zostaję w szpitalu (prawie padła na zawał jak zadzwoniłam 40 minut później i powiedziałam, że Olka jest na świecie). Mój A. poszedł załatwiać formalnosci z przyjęciem mnie do szpitala, mnie tylko spytali co dziś jadłam i zaczęli zakładanie cewnika, i pozostałe czynności przygotowawcze do cesarki. Im więcej mnie przygotowywali, tym A. robił sie bardziej zielony, jak dowiedział się, że to pierwsza cesarka lekarki, która bedzie asystować mojemu doktorowi, prawie zemdlał. Wtedy go wyprosiłam. Wsciekł sie, powiedział, że ma prawo, a ja na to, że nie, bo to kwestia MOJEGO komfortu w tej chwili jest najważniejsza a ja nie czuję się komfortowo patrząc na jego zdenerwowanie. Wyszedł ale bardzo obrażony a mnie wzięli na salę. Potem dowiedziałam się, że czekał na sali obok, gdzie rodziła naturalnie od kilkunastu godzin moja koleżanka, która jak go zobaczyła, zawołała od razu, bo taki był zielony, że obawiała się zawału. Śmiesznie to potem opowiadała, że ona goła lezy, ale on w znacznie gorszym (?) stanie niż ona, więc go przygarnęła. No i cóż, mi Olisi nie dali przytulic, tylko przyłożyli do policzka, ale on był przy wszystkich zabiegach poporodowych, robił zdjęcia, trzymał ja. A potem na sali pozwolili mu zostać z nami do rana
Nie wiem jak będzie teraz, nie czuję sie komfortowo na myśl, że miałby byc ze mną. Nie wiem, czaami jestem jak zwierzę, wolę cierpieć w samotności i nie lubie jak ktoś na to patrzy. Nawet najbliżsi.