Wyobraźcie sobie, że w niedzielę z lekka popsułam samochód męża. Jechałam sobie z kościoła.....było strasznie ślizgo na drodze, ale bez żadnych ceregieli dojechałam do kościoła i z kościoła do domu. Już wjeżdżałam na podwórko kiedy zarzuciło mnie i uderzyłam w betonową podmurówkę płota
Byłam strasznie zdenerwowana no i obawiałam się reakcji Daniela. Weszłam do domu a on przywitał mnie z ironicznym uśmiechem, mówiąc "i co kochanie. lakiernik nas czeka". Gdyby skończył tylko tymi słowami byłoby ok, ale on oczywiście musiał mi zrobić wywód, niby w żartach, ale zabolało. Poryczałam sie jak małe dziecko i pobiegłam do góry. Przepraszałam go i tłumaczyłam się, że to z powodu tej pogody i takie tam. Ale Daniel stwierdził, że wjeżdżałam w bramę za szybko
Czy możliwe jest by na 1 biegu jechać szybko?! Czułam się jak kretynka i marny kierowca. W rezultacie samochód oczywiście jeździ, ale ma przetarty przód i plastiki popękały. Nic wielkiego, ale skoro ja to zrobiłam to jest jakiś problem
Jeszcze te słowa: "dobrze, że w rów nie wjechałaś"....dobiły mnie. Mój mąż ostatnio zbyt często czepia się kiedy ja prowadzę samochód, ale nie ma żadnych obiekcji kiedy wracamy od znajomych, on ma wypite a mnie pozostaje być szoferem. Gad jeden, jestem wściekła, strasznie wściekła
A najlepsze, że Nikodem z kimkolwiek się nie spotkaliśmy paplał:"wiesz, mama uderzyła w płot, a potem ryczała"
Kiedy sie to jednak stało i Nikodem widział, że jest mi smutno i płaczę to płakał razem ze mną.....rozczulający widok, ale nie mogłam pozwolić by dziecko płakało z mojego powodu. Uspokoiłam sie. Teraz już patrze na to z innej perspektywy, a jeśli mąż znowu coś będzie gadał to rzucę mu kluczykami i nie wsiądę już do auta. Niech sobie taksówki zamawia po imprezie