Ja mam na ten temat następujące zdanie:
seks jest tylko jedną z życiowych przyjemności; ani mniej ani bardziej ważną od pozostałych.
Jeżeli komuś "do szczęścia" potrzeba 2-3 stosunków dziennie, to temu komuś współczuję. Bo bardzo często dochodzi przecież do sytuacji, że tych 3 stosunków mieć nie można - wyjazd, brak czasu, itp. I co, wtedy ta osoba chodzi nieszczęśliwa? A zatem nie jest w stanie cieszyć się pozostałymi urokami życia? A może wręcz rezygnuje z nich, bo pozbawiłyby ją czasu/mozliwości uprawiania seksu? Na przykład - nie pójdzie do kina, bo zachodzi obawa że po powrocie mąż mógłby być zbyt senny, aby zapewnić jej stosunek
. Nie pojedzie z przyjaciółką na weekend, bo czymże byłyby dwa dni pozbawione stosunków płciowych??
Dla mnie to trochę śmieszne, trochę straszne.
A JAK MÄ„Å» WYJEDZIE LUB ODEJDZIE? To co? Prostytucja?
Ja nie zastanawiam się nad tym, ile "potrzebuję". Biorę to co jest. Jest, to dobrze, a nie ma (powód - obojętny) to też dobrze. I nie wierzę, że brak seksu może komuś "zaszkodzić" (na ciało albo na głowę
).