Gotuję dla wszystkich przy czym tę naszą dorosłą dietę przybliżyłam do dziecięcych potrzeb. Czyli znacznie mniej solę, robię raczej drób niż wołowinę. Częściej duszę niż smażę.
Jeśli wprowadzam coś nowego, to zakładam od razu, że Kubuś może niekoniecznie to zaakceptować. Mimo wszystko jednak podsuwam do pyszczka ociupinkę. Po kilku razach najczęściej znajduję formę tego czegoś, w jakiej jest do zaakceptowania przez malucha.
Na przykład: biały ser jest błeeee. Ale biały ser w formie kuleczek (cottage) już jest suuuper.
Groszek czy fasolka były błeee do czasu, gdy nie okazało się, że to są kuleczki. A kuleczki smakują całkiem całkiem
W tej chwili raczej nie ma potraw, których by mój maluch nie chciał jeść. No może młoda kapusta, ale to dla niego całkiem nowa nowość
No i jakoś tak się utarło, że nie przemycam niczego, tylko głośno mówię co je. Np jak robię placki z cukini, to pokazuję cukinię mówię, że ją obieram, wyjmuję pesteczki i ścieram na tarce. A potem pokazuję jak smażę. I mówię, że trzeba poczekać żeby wystygły bo są gorące.
A jak już można je jeść to maluch wcina i śmieje się, że je placuszki z cukinii. Potem tę samą cukinię łatwiej już zaserwować pod inną postacią, bo już jest "oswojona".
Śledzie, bigos i ser pleśniowy raczej omijam. Dla małego brzuszka to rzeczywiście niezbyt dobre. Jeszcze przyjdzie kiedyś na nie pora.
Jacobina