Dziękuję za wszystkie wpływające odpowiedzi.
Zadałam pytanie w sposób teoretyczny, aby przymierzyć Wasze ogólne argumenty do moich. Ale skoro niektóre z Was odniosły się do sytuacji konkretnej (mojej córki) to powiem, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż się wydaje. Bo przypadkiem Julia poszła rok wcześniej do przedszkola, chodzi teraz do pięciolatków, więc ja nie muszę przenosić jej wyżej, aby poszła do szkoły wcześniej - jest dokładnie odwrotnie - muszę ją "zakiblować" brzydko mówiąc, aby poszła normalnie
Ona oczywiście będzie zrozpaczona, wszystkie koleżanki przeniosą się do szkoły a ona zostanie.
Nie przemawia do mnie argument typu, że rok w tym wieku to przepaść , ponieważ równie dobrze można powiedzieć, że to są 3 dni, a nie rok (urodzona 3 stycznia), w końcu nie wiadomo, czy będzie więcej dzieci z poprzedniego roku ze stycznia czy z grudnia.
Jeśli chodzi o grupę rówieśniczą, to właśnie całe przedszkole chodzi z tą niby starszą i czuje się w niej dobrze. Krótko mówiąc pasuje. Natomiast kiedy czytam np. wątek o dzieciach z 2000 roku, w którym Julia jest najstarsza, to większość poruszanych problemów jest już gdzieś za nami.
Hehe codziennie się z inną myślą - raz "posłać w 2006 roku" a raz "przetrzymać i posłać w 2007". Bardzo mi się na przykład nie podoba, że stworzyłabym w sztuczny sposób różnicę 5 roczników między nią a młodszą siostrą, podczas gdy dzielą je tylko 4 lata i niecały miesiąc.
W dodatku zdaję sobie sprawę, że Julia będzie późno dojrzewać fizycznie. Na początku nie, ale pod koniec szkoły podstawowej i w gimnazjum może to mieć dla niej znaczenie (pamiętam samą siebie i porównywania z przyjaciółkami).
Ja jestem z tych nie posłanych wcześniej do szkoły, mimo zalecenia poradni, rodzice się właśnie nie zgodzili. Nie powiem żebym żałowała, najmilsze to było pod koniec studiów, kiedy jeszcze sobie mogłam być studentką
Ale z kolei na początku przyzwyczaiłam się do bycia prymuską bez najmniejszego wysiłku z mojej strony, wręcz z lekceważeniem i w klasach starszych przeżywałam głęboki (chwilowy) upadek (kiedy przyszły rzeczy do wkuwania).
Wiem, że nuda na lekcjach to rzecz normalna, wiem, że niezależnie z którym rocznikiem pójdzie, pewnie nieraz będzie - jak ja - podczytywać książki pod ławkami i po trzecie wiem, że szkoła daje nam nie więcej jak 10 % wiedzy życiowej lub jeszcze mniej. Tu się więc zgadzam z Wieczną Gosią . Ale na dzień dzisiejszy jakoś nie widzę Julki w grupie obecnych 4-latków i jej wychowawczynie w przedszkolu także nie. Przysięgam, że osiwieję, zanim zdecyduję.