olgaa, nie denerwuj się tak bardzo... córeczka zostanie z babcia i tatą, będzie spała w swoim łóżeczku, bawiła się swoimi zabawkami w swoim domu, zamiast w hotelu. Myślę, że (i jak czytam nie tylko ja
), że mniej odczuje rozłąkę niż Ty... chociaż nie mieści się to w głowie, wiem.
Kostek miał 12 m-cy, właśnie wróciłam do pracy po urlopie i na dzień dobry musiałam wyjechać na tydzień; Branie synka ze sobą nie wchodziło w grę, bo miałam spędzać czas na budowie i rusztowaniach; Byłam przerażona; mąż wykazał za to mnóstwo entuzjazmu; weźmie urlop, zostanie z Ko i będzie super. Mam jechać spokojnie i odpocząć w miarę możliwości. No i pojechałam. Zostawiłam 100 tys. karteczek z Bardzo Ważnymi Sprawami, plan dnia, jadłospis, "mrożonki" mleczne (karmiłam jeszcze nocą) i jeszcze mnóstwo zbędnych przestróg. Wisiałam na telefonie, nie spałam, nie mogłam patrzeć na jedzenie i odliczałam godziny do powrotu.
A tymczasem panowie świetnie sobie poradzili; bawili się wyśmienicie, posprzątali, ugotowali - musiałam uczyć miesiącami, jak to wszystko pogodzić, a tu proszę mąż-geniusz
. To - z perspektywy czasu oczywiście - był świetny pomysł. Pomogło mi zrozumieć (nie bez pewnej przykrości), że wcale nie znam się najlepiej na przewijaniu i karmieniu, a nawet jeśli Ko będzie miał mniej czystą buzię, to nic mu się nie stanie. Za to był zachwycony swoim tatą - i vice versa; baaardzo się zaprzyjaźnili. Nie wiem, czy gdyby nie ten przymusowy wyjazd, potrafiłabym się "oddać" synka jego tacie.