Fanaberio, dokładnie tak jak piszą poprzedniczki, najgorzej rozsrawać się z mamą. U nas Mati zaczął przedszkole od września i płakał dwa razy, właśnie wtedy jak ja go odprowadzałm, jeśli robił to dziadek płaczu nie było, choć puszczał rękę z oporami i chował się za nogawki.
Bałam się bardzo tego, co Ty teraz przeżywasz, czyli wymiotów, bóli brzucha i gorączki. Ale jakoś nie uświadczyliśmy tego, za to codziennie po kilka razy (a w niedziele co chwile) powtarzał: "Jak ja nie uwielbiam chodzić do przedszkola", aż w końcu zaczeliśmy obracać w żart te jego słowa i śmiać się i wymyślać czego to my "nie uwielbiamy".
No i codziennie pytał dziadka albo taty czy na tej ulicy można zawracać, bo jeśli tak to żeby zawrócił, bo on do przedszkola chodzić nie chce.
Dobrym sposobem jest stanowczo bez przedłużania pożegnać się z dzieckiem i odbierać je jak najwczeeśniej jak tylko jest taka możliwość. A z czasem wydłużać jego pobyt. Zauważyłam, żę jak takie płaczące dziecko przychodzi, to (przynajmniej nasz Pani) Panie starają się je zająć czymś i angażują do tego inne dzieci.
Mateuszowi spodobała się wycieczka na dzień pieczonego ziemniaka poza Wrocław, no i teatrzyki. Od tego czasu już "troche uwielbia a troche nie".
Dlatego głowa do góry i powodzenia w adaptacji.