Aktualno¶ci

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

Rz±d postanowi³ kontynuowaæ program Maluch, zapocz±tkowany w 2011, zaproponowa³ jednak jego zmodyfikowan± i rozszerzon± wersjê, nadaj±c mu nazwê MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wiêcej >

Maluchy.pl logo

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
6 Stron V  poprzednia 1 2 3 4 5 nastÄ™pna ostatnia   

Od kiedy TV?

, i w jakich dawkach?
> , i w jakich dawkach?
agabr
piÄ…, 30 lip 2010 - 22:30
Zanim odpowiem Joannie ,o ile Joanne interesuje co mam do powiedzenia to Agnieszka ma racje, bo w zyciu chodzi tez o fun :)Pamietam , ze kiedy Jedrek mial etap zabawy samochodami to owszem bawilam sie z nim ale przy okazji -poznajemy znaki drogowe , zrobimy miasto (a wiesz jaki w Nowym Yorku jest uklad ulic, a Grecy to budowali inaczej ) natomiast moj maz bral z Jedrkiem te samochody i robil pi.erdut i to jest wlasnie fun.b
agabr


Grupa: Moderatorzy
Postów: 11,480
Dołączył: śro, 02 kwi 03 - 10:03
Skąd: z żoliborza
Nr użytkownika: 280

GG:


post piÄ…, 30 lip 2010 - 22:30
Post #41

Zanim odpowiem Joannie ,o ile Joanne interesuje co mam do powiedzenia to Agnieszka ma racje, bo w zyciu chodzi tez o fun :)Pamietam , ze kiedy Jedrek mial etap zabawy samochodami to owszem bawilam sie z nim ale przy okazji -poznajemy znaki drogowe , zrobimy miasto (a wiesz jaki w Nowym Yorku jest uklad ulic, a Grecy to budowali inaczej ) natomiast moj maz bral z Jedrkiem te samochody i robil pi.erdut i to jest wlasnie fun.b

--------------------
Mama Andrzeja 2002 i Zośki 2009

"Panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie
chodzi, to jakoś nigdy tego nie zauważyłem."
TatuÅ› Muminka
kasiaaaaa
piÄ…, 30 lip 2010 - 22:32
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Fri, 30 Jul 2010 - 23:21) *
nie bierz tego, co napisałam do siebie, bo chodziło mi raczej o ogólny trend - takie parcie na to, żeby wszystko dla dzieci było edukacyjne. Gdybyś zapytała, czy warto kupować te płyty, to bym odpowiedziała, że moim zdaniem nie warto, ale jak już je macie, to ich oglądanie na pewno Twojej córeczce nie zaszkodzi

Aga absolutnie nie odebrałam Twoich postów jako zarzutu. Bardziej chyba agabr wydawało się, że ja biorę młodą do biurka, wyciągam podręcznik do matematyki i zamiast biegania za piłką po ogrodzie wbijam jej do głowy liczby.

A co do płyt - przyszły dziś. Odpakowałam i... wrzuciłam do szafki. Jeszcze nie dziś. I nie jutro. icon_smile.gif
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post piÄ…, 30 lip 2010 - 22:32
Post #42

CYTAT(Agnieszka AZJ @ Fri, 30 Jul 2010 - 23:21) *
nie bierz tego, co napisałam do siebie, bo chodziło mi raczej o ogólny trend - takie parcie na to, żeby wszystko dla dzieci było edukacyjne. Gdybyś zapytała, czy warto kupować te płyty, to bym odpowiedziała, że moim zdaniem nie warto, ale jak już je macie, to ich oglądanie na pewno Twojej córeczce nie zaszkodzi

Aga absolutnie nie odebrałam Twoich postów jako zarzutu. Bardziej chyba agabr wydawało się, że ja biorę młodą do biurka, wyciągam podręcznik do matematyki i zamiast biegania za piłką po ogrodzie wbijam jej do głowy liczby.

A co do płyt - przyszły dziś. Odpakowałam i... wrzuciłam do szafki. Jeszcze nie dziś. I nie jutro. icon_smile.gif

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
agabr
nie, 01 sie 2010 - 12:25
Dobrze Joanno sprobuje rozwinac-zakladasz jak rozumiem system motywowania odwewnetrzny ,pozbawiony zewnetrznego chwalenia dziecka co w przyszlosci ma zaowocowac uniezaleznieniem sie od oceny.Tak? dobrze rozumiem?Jest to jednak zycie poza pewnym systemem spolecznym , ktory czy nam sie podoba czy nie zaklada konfrontacje , oceny, rankingi, nagrody,etc. I teraz tak moim zdaniem jest to bardzo fajne pod warunkiem spelnienia okreslonych warunkow -warunek sine qua non- odpowiednia osobowosc ,moim zdaniem nie kazdy i nie w kazdych warunkach posiada ten rodzaj osobowosci .Jesli przyjmiemy , ze osobowosc nie jest wynikiem tylko i wylacznie socjalizacji to argument ,ktory pewnie podasz icon_smile.gif ze to Ty ksztaltujesz osobowosc bierze w leb.Wlasnie delikatnie mi przeszkadza w Twojej teorii ta omnipotencja rodzicielska .Tu zdaje sie roznimy sie najmocniej bo wychowanie to dla mnie bardziej stawianie pytan niz zdania twierdzace.
Zmieniajac temat a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac.I patrzac z perspektywy to absolutnie nie zaluje , ze moje dziecko jest do przodu i dlatego nie traktuje tego jako wybitny osiag icon_wink.gif wychowawczy , takim osiagnieciem jest dla mnie umiejetnosc istnienia w grupie , wysokie zdolnosci interpersonalne czy umiejetnosc dystansu.b

PS.Kasiu gdybys miala watpliwosci ten post w najmniejszym stopniu nie dotyczy Ciebie i przepraszam za ot w Twoim watku
agabr


Grupa: Moderatorzy
Postów: 11,480
Dołączył: śro, 02 kwi 03 - 10:03
Skąd: z żoliborza
Nr użytkownika: 280

GG:


post nie, 01 sie 2010 - 12:25
Post #43

Dobrze Joanno sprobuje rozwinac-zakladasz jak rozumiem system motywowania odwewnetrzny ,pozbawiony zewnetrznego chwalenia dziecka co w przyszlosci ma zaowocowac uniezaleznieniem sie od oceny.Tak? dobrze rozumiem?Jest to jednak zycie poza pewnym systemem spolecznym , ktory czy nam sie podoba czy nie zaklada konfrontacje , oceny, rankingi, nagrody,etc. I teraz tak moim zdaniem jest to bardzo fajne pod warunkiem spelnienia okreslonych warunkow -warunek sine qua non- odpowiednia osobowosc ,moim zdaniem nie kazdy i nie w kazdych warunkach posiada ten rodzaj osobowosci .Jesli przyjmiemy , ze osobowosc nie jest wynikiem tylko i wylacznie socjalizacji to argument ,ktory pewnie podasz icon_smile.gif ze to Ty ksztaltujesz osobowosc bierze w leb.Wlasnie delikatnie mi przeszkadza w Twojej teorii ta omnipotencja rodzicielska .Tu zdaje sie roznimy sie najmocniej bo wychowanie to dla mnie bardziej stawianie pytan niz zdania twierdzace.
Zmieniajac temat a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac.I patrzac z perspektywy to absolutnie nie zaluje , ze moje dziecko jest do przodu i dlatego nie traktuje tego jako wybitny osiag icon_wink.gif wychowawczy , takim osiagnieciem jest dla mnie umiejetnosc istnienia w grupie , wysokie zdolnosci interpersonalne czy umiejetnosc dystansu.b

PS.Kasiu gdybys miala watpliwosci ten post w najmniejszym stopniu nie dotyczy Ciebie i przepraszam za ot w Twoim watku

--------------------
Mama Andrzeja 2002 i Zośki 2009

"Panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie
chodzi, to jakoś nigdy tego nie zauważyłem."
TatuÅ› Muminka
joannabo
nie, 01 sie 2010 - 14:49
CYTAT(agabr @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:25) *
a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac

Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".

Dalej już bez cytatów;)


Nie wiem skąd się bierze to wrażenie, że wyznaję rodzicielską omnipotencję, na pewno nie z treści tego, co piszęicon_wink.gif Toć w dwóch krótkich postach pisałam, że "daję dzieciom spokój", , ze nie wywierałam nigdy presji, że dziecko ma naturalną samomotywację, że szkoła to sprawa dziecka.
Ale dobrze. Żeby się dogadać, musiałybyśmy zdefiniować "osobowość". Ja w każdym razie osobowość zaliczyłabym do bazy, a dystans do nadbudowy icon_wink.gif.

Nie, nie mam i nie chcę mieć wpływu na osobowość dziecka.
Tak, mam i chcę mieć wpływ na to, że dziecko ma (nie traci naturalnego) dystans do siebie i otoczenia.

Dystans, zostańmy przy tym słowie, to jest postawa wobec świata. Intelektualna, czy też filozoficzna. Należy do szeroko pojętego systemu wartości dziecka, a tu już chyba zgoda powszechna panuje, że ten kształtuje głównie otoczenie, w tym przede wszystkim rodzice.

Dystans ma jednak pewną specyfikę. To, co ściśle nazywamy przekazywaniem (werbalnym) wartości, jest wzmacniane bądź osłabiane przez przykład, przez praktykowanie wartości przez przekazującego. Natomiast to, co jest werbalną nauką dystansu jest wzmacniane (osłabiane) przede wszystkim przez przekaz podświadomy.
Dystans jest postawą naturalną, wynikającą z uświadamiania sobie swojej odrębności, z niezależności oraz z szacunku dla siebie i innych osób. Brak dystansu jest wynikiem postawy lękowej i działa przeciwko poczuciu niezależności i szacunku.
Chodzi mi właśnie o to słowo, o "lękowy". Jeżeli rodzic się lęka to dziecko się temu lękowi nie oprze. Tu rodzic jest rzeczywiście "potentny" niezmiernie. Dziecko może wtedy recytować formuły filozoficzne uzasadniające dystans, ale psychofizjologia uniemożliwi mu uwewnętrznienie tych formuł.

Wracając do mojego pakietu dystansującego. Oprócz tego, że wynika z niego, że dziecka nie oceniam, wynika także, że jestem pozbawiona lęku. O teraźniejszość dziecka i o jego przyszłość ( w sensie poradzenia sobie z nauką) i o stosunek do niego innych osób, wyrażający się w rzeczywistości szkolnej stopniami. Jeśli dziecko się zarazi lękiem w szkole od nauczyciela, czy kolegów, to wracając do domu powraca do równowagi, lęk nie stanie się chroniczny. Oczywiście wyobrażam sobie, że mogą zajść takie okoliczności, że ten mój spokój nie wystarczy dla zrównoważenia szkolnych przeżyć, dlatego i w tej dziedzinie nie uważam się za OMNI potentną.
Kiedy piszę "moj" to znaczy to mój, rodzica. To ewentualnie do Idy, która pytał kiedyś o udział mojego męża icon_wink.gif

Jeżeli rodzic nie ma odwagi, bo innych powodów sobie nie mogę wyobrazić, żeby powiedzieć dziecku "słuchaj, szkoła jest do tego, żeby się uczyć. Ile się nauczysz zależy głównie od ciebie. Stopnie nie mogą być obiektywnym wskaźnikiem czy uczysz się czy nie, nie zwracaj na nie uwagi, bo mogą cię zmylić, ja też nie będę zwracać na nie uwagi" to zaraża dziecko lękiem i dystansu nie powinien oczekiwać.


joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post nie, 01 sie 2010 - 14:49
Post #44

CYTAT(agabr @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:25) *
a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac

Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".

Dalej już bez cytatów;)


Nie wiem skąd się bierze to wrażenie, że wyznaję rodzicielską omnipotencję, na pewno nie z treści tego, co piszęicon_wink.gif Toć w dwóch krótkich postach pisałam, że "daję dzieciom spokój", , ze nie wywierałam nigdy presji, że dziecko ma naturalną samomotywację, że szkoła to sprawa dziecka.
Ale dobrze. Żeby się dogadać, musiałybyśmy zdefiniować "osobowość". Ja w każdym razie osobowość zaliczyłabym do bazy, a dystans do nadbudowy icon_wink.gif.

Nie, nie mam i nie chcę mieć wpływu na osobowość dziecka.
Tak, mam i chcę mieć wpływ na to, że dziecko ma (nie traci naturalnego) dystans do siebie i otoczenia.

Dystans, zostańmy przy tym słowie, to jest postawa wobec świata. Intelektualna, czy też filozoficzna. Należy do szeroko pojętego systemu wartości dziecka, a tu już chyba zgoda powszechna panuje, że ten kształtuje głównie otoczenie, w tym przede wszystkim rodzice.

Dystans ma jednak pewną specyfikę. To, co ściśle nazywamy przekazywaniem (werbalnym) wartości, jest wzmacniane bądź osłabiane przez przykład, przez praktykowanie wartości przez przekazującego. Natomiast to, co jest werbalną nauką dystansu jest wzmacniane (osłabiane) przede wszystkim przez przekaz podświadomy.
Dystans jest postawą naturalną, wynikającą z uświadamiania sobie swojej odrębności, z niezależności oraz z szacunku dla siebie i innych osób. Brak dystansu jest wynikiem postawy lękowej i działa przeciwko poczuciu niezależności i szacunku.
Chodzi mi właśnie o to słowo, o "lękowy". Jeżeli rodzic się lęka to dziecko się temu lękowi nie oprze. Tu rodzic jest rzeczywiście "potentny" niezmiernie. Dziecko może wtedy recytować formuły filozoficzne uzasadniające dystans, ale psychofizjologia uniemożliwi mu uwewnętrznienie tych formuł.

Wracając do mojego pakietu dystansującego. Oprócz tego, że wynika z niego, że dziecka nie oceniam, wynika także, że jestem pozbawiona lęku. O teraźniejszość dziecka i o jego przyszłość ( w sensie poradzenia sobie z nauką) i o stosunek do niego innych osób, wyrażający się w rzeczywistości szkolnej stopniami. Jeśli dziecko się zarazi lękiem w szkole od nauczyciela, czy kolegów, to wracając do domu powraca do równowagi, lęk nie stanie się chroniczny. Oczywiście wyobrażam sobie, że mogą zajść takie okoliczności, że ten mój spokój nie wystarczy dla zrównoważenia szkolnych przeżyć, dlatego i w tej dziedzinie nie uważam się za OMNI potentną.
Kiedy piszę "moj" to znaczy to mój, rodzica. To ewentualnie do Idy, która pytał kiedyś o udział mojego męża icon_wink.gif

Jeżeli rodzic nie ma odwagi, bo innych powodów sobie nie mogę wyobrazić, żeby powiedzieć dziecku "słuchaj, szkoła jest do tego, żeby się uczyć. Ile się nauczysz zależy głównie od ciebie. Stopnie nie mogą być obiektywnym wskaźnikiem czy uczysz się czy nie, nie zwracaj na nie uwagi, bo mogą cię zmylić, ja też nie będę zwracać na nie uwagi" to zaraża dziecko lękiem i dystansu nie powinien oczekiwać.


agabr
nie, 01 sie 2010 - 15:02
EE no i z czym ja mam tu dyskutowac skoro moglabym napisac to samo z wyjatkiem "szkola jest od tego zeby uczyc" bo wcale nie jestem do tego przekonana.Pozdrawiam b.
agabr


Grupa: Moderatorzy
Postów: 11,480
Dołączył: śro, 02 kwi 03 - 10:03
Skąd: z żoliborza
Nr użytkownika: 280

GG:


post nie, 01 sie 2010 - 15:02
Post #45

EE no i z czym ja mam tu dyskutowac skoro moglabym napisac to samo z wyjatkiem "szkola jest od tego zeby uczyc" bo wcale nie jestem do tego przekonana.Pozdrawiam b.

--------------------
Mama Andrzeja 2002 i Zośki 2009

"Panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie
chodzi, to jakoś nigdy tego nie zauważyłem."
TatuÅ› Muminka
joannabo
nie, 01 sie 2010 - 16:16
No to się na darmo nabazgroloiłam icon_wink.gif
joannabo


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,230
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 10:00
Nr użytkownika: 207




post nie, 01 sie 2010 - 16:16
Post #46

No to się na darmo nabazgroloiłam icon_wink.gif
tuLena
śro, 04 sie 2010 - 19:27
CYTAT(joannabo @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:49) *
Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".


teraz tak sobie nad tym myślę doprecyzowując miałam na myśli " pomaganie w nauce", tudzież uczenie , ale w sensie jak w szkole. To znaczy,ze moi rodzice zdali się całkowicie na szkołę i nie pomagali mi np. w lekcjach, ani specjalnie nie pilnowali odrabiania lekcji. Mojego brata próbowali pilnować, ale słabo, poza tym on był " odporny" icon_wink.gif Inna sprawa,ze moi rodzice tzw "szkolnej wiedzy" sami mieli mało, więc jakby nie mogli pomagać, bo się na tym ani nie znali, a edukację swą zakończyli wcześnie i z ulgą.

i nad tym sie zastanawiałam- czy powinnam uczyć w domu swoje dzieci ? Bo że będę im pomagać jak będą potrzebowały i sie do mnie zwrócą to wiem, ale czy mam z nimi siadać i uczyć, tudzież odpytywać , tudzież sprawdzać co mają zadane i czy odrobili lekcje. Obserwuję wokół dwa podejścia : nie ingerowanie całkiem w naukę i pilnowanie codzienne. Mam na myśli 2 przypadki i oba dotyczą wg mnie dzieci, które bez problemu same sobie dałyby radę. Tylko jedno samo się nie zmobilizuje i matka z nim odrabia, pilnuje , przepytuje i wymyśla kreatywne sposoby nauki. W sumie bardzo fajnie. W obu przypadkach dzieci nie mają problemów szkolnych ( może dlatego , że są po prostu inteligentne) I tu mam dylemat. Bo skłaniam się ku zdaniu się na automotywację dziecka. Ale jak jej nie będzie ?
Czy można teraz jeszcze starać się ją wzbudzić ? Jak ? moze to bezsenspwne to moje zastanawianie, ale mam mętlik.
Mój sześciolatek interesuje sie wieloma rzeczami, docieka ( niezbyt jednak dogłębnie), sam stara się czytać. Podpowiadam, chwalę, podsuwam zdania do przeczytania, ale mimochodem, bo raczej przy okazji jak sama czytam. I raczę go tekstami, że jak coś będzie wiedział to będzie to jego i jak zechce nic nie wiedziec to też to będzie jego, ale też każda taka pojedyncza decyzja będzie miała jakieś konsekwencje, mniejsze, większe np skoro np nie będzie chciał sie uczyć to nie będę w stanie go zmusic, ale jak mu to coś utrudni w życiu to jakby sam się do tego przyczyni. Jego zycie.
Tyle, ze on ma dopiero 6 lat, a ja mu tak smęcę. To znaczy wyrwie mi sie tak co jakiś czas, ale zalatuje mi to truciem i chyba nie jest motywujące icon_rolleyes.gif

tuLena


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,192
Dołączył: pon, 27 sie 07 - 21:22
Nr użytkownika: 15,964




post śro, 04 sie 2010 - 19:27
Post #47

CYTAT(joannabo @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:49) *
Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".


teraz tak sobie nad tym myślę doprecyzowując miałam na myśli " pomaganie w nauce", tudzież uczenie , ale w sensie jak w szkole. To znaczy,ze moi rodzice zdali się całkowicie na szkołę i nie pomagali mi np. w lekcjach, ani specjalnie nie pilnowali odrabiania lekcji. Mojego brata próbowali pilnować, ale słabo, poza tym on był " odporny" icon_wink.gif Inna sprawa,ze moi rodzice tzw "szkolnej wiedzy" sami mieli mało, więc jakby nie mogli pomagać, bo się na tym ani nie znali, a edukację swą zakończyli wcześnie i z ulgą.

i nad tym sie zastanawiałam- czy powinnam uczyć w domu swoje dzieci ? Bo że będę im pomagać jak będą potrzebowały i sie do mnie zwrócą to wiem, ale czy mam z nimi siadać i uczyć, tudzież odpytywać , tudzież sprawdzać co mają zadane i czy odrobili lekcje. Obserwuję wokół dwa podejścia : nie ingerowanie całkiem w naukę i pilnowanie codzienne. Mam na myśli 2 przypadki i oba dotyczą wg mnie dzieci, które bez problemu same sobie dałyby radę. Tylko jedno samo się nie zmobilizuje i matka z nim odrabia, pilnuje , przepytuje i wymyśla kreatywne sposoby nauki. W sumie bardzo fajnie. W obu przypadkach dzieci nie mają problemów szkolnych ( może dlatego , że są po prostu inteligentne) I tu mam dylemat. Bo skłaniam się ku zdaniu się na automotywację dziecka. Ale jak jej nie będzie ?
Czy można teraz jeszcze starać się ją wzbudzić ? Jak ? moze to bezsenspwne to moje zastanawianie, ale mam mętlik.
Mój sześciolatek interesuje sie wieloma rzeczami, docieka ( niezbyt jednak dogłębnie), sam stara się czytać. Podpowiadam, chwalę, podsuwam zdania do przeczytania, ale mimochodem, bo raczej przy okazji jak sama czytam. I raczę go tekstami, że jak coś będzie wiedział to będzie to jego i jak zechce nic nie wiedziec to też to będzie jego, ale też każda taka pojedyncza decyzja będzie miała jakieś konsekwencje, mniejsze, większe np skoro np nie będzie chciał sie uczyć to nie będę w stanie go zmusic, ale jak mu to coś utrudni w życiu to jakby sam się do tego przyczyni. Jego zycie.
Tyle, ze on ma dopiero 6 lat, a ja mu tak smęcę. To znaczy wyrwie mi sie tak co jakiś czas, ale zalatuje mi to truciem i chyba nie jest motywujące icon_rolleyes.gif



--------------------






literówki mi się mnożą na potęgę- poprawiam co tylko mogę, żeby dało sie przeczytać ;))
z resztÄ… siÄ™ poddajÄ™....
Artola
śro, 11 sie 2010 - 15:40
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 29 Jul 2010 - 22:35) *
Aga mojej córce czytam około 2 godziny dziennie (pewnie dlatego mówi już całe zdania). Ale po pierwsze czasem wysiada mi gardło, a po drugie wszystkie książeczki "zna na pamięć", a kupioną nową "opanowuje" w dzień-dwa i również się jej nudzi. Myślałam, że jeśli będę jej puszczać takie płyty choć na 10 minut tygodniowo, to będzie miała jakieś nowe wrażenia i czegoś nowego się nauczy. Młoda umie nazwać z zasadzie większość warzyw, owoców, zwierząt i zna ich odgłosy, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, dni tygodnia, liczby, itp. I nie, nie myśl, że ja mam parcie na naukę mojego półtorarocznego dziecka. Ona sama uwielbia poznawać nowe wyrazy, czynności, powtarzać je i pędzić do taty otwierającego drzwi po powrocie z pracy, żeby mu powiedzieć, czego się nauczyła.

37.gif
Kasiaaaa, ty masz chyba genialne dziecko 37.gif I tylko w kompleksy wpędzisz tu niejedną mamę 37.gif
A tak na serio, to podziwiam to, ile czasu i pracy poświęcasz swojemu dziecku.Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień". Bo za kilka lat może się okazać, że masz córkę, która będzie się źle czuła, jeśli nie nauczy się nowej rzeczy danego dnia i nie będzie miała się czym pochwalić. Będzie nieszczęśliwa, bo nie będzie w czymś lepsza od rówieśników. A ty się zapędzisz w kozi róg analizując wszystkie aspekty jej życia, ile słów, ile tv, jakie bodźce i gdzie stymulować...
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy". I jak patrze w otoczeniu, większość matek jedynaków tak ma 04.gif Przy drugim już wiem, że równie dobrze, jak płyty edukacyjne, mózg stymuluje chodzenie po równoważni czy wspinanie się na drabinki. I że dużo ważniejszy jest kontakt z rówieśnikami niż siedzenie godz z książeczkami czy nauka angielskich słówek w wieku 2 lat...Bo fajniej jest mieć dziecko, które jest lubiane w szkole, które godzinami bawi się z kumplami w wymyślone zabawy, niż odludka, który woli siedzieć całe popołudnia nad zeszytem żeby następnego dnia być orłem w klasie...

A co do tv: mój starszak oglądał dobranocki jak miał ok. 2 lat, potem mini mini i cały zestaw bajek które w odpowiednim wieku wypada znać 04.gif Od pół roku nie oglądamy tv wcale. I żyje. Mój młodszy nie zna na dobrą sprawę tv, jak gdzieś zobaczy to ok, fajne zjawisko, ale żeby go wciągnęło to nie. I nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać, ani żeby mieć chwilę dla siebie, ani zeby była stymulacja mózgu 29.gif Oba cele o wiele korzystniej osiągnęłam tym, że M. umie (w przeciwieństwie do starszego brata 29.gif ) pięknie sie sam bawić przez np. 0,5-1godz. Ja wtedy mogę obok robić swoje, a jemu się mózg rozwija aż słychać 04.gif
Artola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,476
Dołączył: pon, 10 sie 09 - 15:25
Nr użytkownika: 28,585




post śro, 11 sie 2010 - 15:40
Post #48

CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 29 Jul 2010 - 22:35) *
Aga mojej córce czytam około 2 godziny dziennie (pewnie dlatego mówi już całe zdania). Ale po pierwsze czasem wysiada mi gardło, a po drugie wszystkie książeczki "zna na pamięć", a kupioną nową "opanowuje" w dzień-dwa i również się jej nudzi. Myślałam, że jeśli będę jej puszczać takie płyty choć na 10 minut tygodniowo, to będzie miała jakieś nowe wrażenia i czegoś nowego się nauczy. Młoda umie nazwać z zasadzie większość warzyw, owoców, zwierząt i zna ich odgłosy, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, dni tygodnia, liczby, itp. I nie, nie myśl, że ja mam parcie na naukę mojego półtorarocznego dziecka. Ona sama uwielbia poznawać nowe wyrazy, czynności, powtarzać je i pędzić do taty otwierającego drzwi po powrocie z pracy, żeby mu powiedzieć, czego się nauczyła.

37.gif
Kasiaaaa, ty masz chyba genialne dziecko 37.gif I tylko w kompleksy wpędzisz tu niejedną mamę 37.gif
A tak na serio, to podziwiam to, ile czasu i pracy poświęcasz swojemu dziecku.Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień". Bo za kilka lat może się okazać, że masz córkę, która będzie się źle czuła, jeśli nie nauczy się nowej rzeczy danego dnia i nie będzie miała się czym pochwalić. Będzie nieszczęśliwa, bo nie będzie w czymś lepsza od rówieśników. A ty się zapędzisz w kozi róg analizując wszystkie aspekty jej życia, ile słów, ile tv, jakie bodźce i gdzie stymulować...
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy". I jak patrze w otoczeniu, większość matek jedynaków tak ma 04.gif Przy drugim już wiem, że równie dobrze, jak płyty edukacyjne, mózg stymuluje chodzenie po równoważni czy wspinanie się na drabinki. I że dużo ważniejszy jest kontakt z rówieśnikami niż siedzenie godz z książeczkami czy nauka angielskich słówek w wieku 2 lat...Bo fajniej jest mieć dziecko, które jest lubiane w szkole, które godzinami bawi się z kumplami w wymyślone zabawy, niż odludka, który woli siedzieć całe popołudnia nad zeszytem żeby następnego dnia być orłem w klasie...

A co do tv: mój starszak oglądał dobranocki jak miał ok. 2 lat, potem mini mini i cały zestaw bajek które w odpowiednim wieku wypada znać 04.gif Od pół roku nie oglądamy tv wcale. I żyje. Mój młodszy nie zna na dobrą sprawę tv, jak gdzieś zobaczy to ok, fajne zjawisko, ale żeby go wciągnęło to nie. I nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać, ani żeby mieć chwilę dla siebie, ani zeby była stymulacja mózgu 29.gif Oba cele o wiele korzystniej osiągnęłam tym, że M. umie (w przeciwieństwie do starszego brata 29.gif ) pięknie sie sam bawić przez np. 0,5-1godz. Ja wtedy mogę obok robić swoje, a jemu się mózg rozwija aż słychać 04.gif

--------------------
"Każda droga jest łatwiejsza, gdy widzisz to, co dobre jest"
https://szafazksiazkami.blogspot.com/
https://dzieciczytaja.blogspot.com/
kasiaaaaa
czw, 12 sie 2010 - 02:43
CYTAT(Artola @ Wed, 11 Aug 2010 - 16:40) *
Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień".
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy".

Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post czw, 12 sie 2010 - 02:43
Post #49

CYTAT(Artola @ Wed, 11 Aug 2010 - 16:40) *
Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień".
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy".

Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
gosiagosia
czw, 12 sie 2010 - 07:44
ale kasia masz nie czytać i już 04.gif
Szymek też przynosi książki, ale woli jak przewraca mu się strony i samemu wymyśla opiwieści pasujące pod obrazki.
gosiagosia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,244
Dołączył: nie, 18 sty 09 - 21:40
Nr użytkownika: 24,823




post czw, 12 sie 2010 - 07:44
Post #50

ale kasia masz nie czytać i już 04.gif
Szymek też przynosi książki, ale woli jak przewraca mu się strony i samemu wymyśla opiwieści pasujące pod obrazki.

--------------------
Sz. marzec 2009
F. luty 2011
B.A. Aniołek 6tc [*]



...nie ma stópki zbyt małej, by nie mogła zostawić śladu...
użytkownik usunięty

Go??







post czw, 12 sie 2010 - 07:54
Post #51

CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 12 Aug 2010 - 01:43) *
Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.

Wiesz co Kasia mnie w Twoich postach uderza coś innego trochę niż parcie na nauczanie dziecka. Zauważam natomiast, że porównujesz siebie do innych mam (do znajomej której dziecko nie mówi nic poza "tata" bo ona nie ma czasu) Nie wiesz Kasiu jak jest w tej rodzinie. NIe wiesz czy dziecko to gdyby mu czytać 2 godziny dziennie (mój 3 latek uwielbia książeczki ale za Chiny 2 godzin by nie wytrzymał, bo ewidentnie jego rozwój fizyczny mu na to nie pozwala, on musi biegać skakać i wspinać się). Dlatego polecam nie oceniać innych mam skupić się na sobie i swoim dziecku. Moje dziecko w wieku 1,5 roku mówiło niewiele, gdybym przeczytała wtedy taki post pewnie wpędziłabym się w kompleksy. Teraz w sumie też mogłabym, bo ja nie mam tyle czasu dla dziecka co Ty. Chodzi do przedszkola, czasem nawet jak jestem w domu to nie pogadam z nim za wiele bo on woli swoje duplo icon_smile.gif

Za to tv nie ogląda wcale, chociaż tu mogę się pocieszyć icon_smile.gif
Artola
czw, 12 sie 2010 - 08:46
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 12 Aug 2010 - 03:43) *
Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.

Kasiaaa, ja jestem wielką zwolenniczką książek! ja jestem przeciwniczką przesady. W jakąkolwiek stronę. I podejścia, że wszystko ma być edukacyjne, że z wszystkiego dziecko ma sie czegoś uczyć. Dla mnie w czytaniu ksiażeczek nie jest najważniejsze to, jakich nowych słów dziecko się nauczy. Czy ta książeczka uczy liczb czy alfabetu. I czy ma piękne obrazki stymulujące odpowiednią półkulę. O wiele istotniejsze jest to, że przy tym czytaniu się tulimy, i to nie tyle z małym, bo on nie tulący się 29.gif co z dużym, który mimo, że czytać umie sam, woli ze mną właśnie ze względu na bliskość! Ważniejsze jest to, że się razem śmiejemy z jakiegoś obrazka. A potem jeszcze gadamy i gadamy razem w łóżku. A książka może być dla mnie głupia. Zwłaszcza, że co innego preferowałabym ja dla 8-latka, a co innego on uważa za cool 04.gif
"Jazdą" określam ambicje mamuś, żeby dziecko znało literki w wieku dwóch lat, umiało czytać w wieku 4, liczyło do 100 zanim pójdzie do przedszkola...Bo koleżanki dziecko umie. A moje nie. Bo dziewczynka w piaskownicy śpiewa po angielsku a moje dziecko nie 29.gif O, to są jazdy i ciśnienia.
Ale powtarzam się, wraz z wydłużaniem się stażu matkowania podejście się zmienia 04.gif Na szczęście dla matki i dziecka 04.gif

I jeszcze dodam, że podziwiam Twoją córkę, że czyta z tobą 2 godz dziennie! Serio! Mój prawie 2,5-latek wysiedzi 5 minut, jak jest już zmęczony bardzo może dociągnie do 10 37.gif I nawet nie skłania mnie to do wniosków, że wyrośnie na analfabetę, tudzież jest nadpobudliwy, bo zamiast siedzieć nad książeczką woli biegać 06.gif
Artola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,476
Dołączył: pon, 10 sie 09 - 15:25
Nr użytkownika: 28,585




post czw, 12 sie 2010 - 08:46
Post #52

CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 12 Aug 2010 - 03:43) *
Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.

Kasiaaa, ja jestem wielką zwolenniczką książek! ja jestem przeciwniczką przesady. W jakąkolwiek stronę. I podejścia, że wszystko ma być edukacyjne, że z wszystkiego dziecko ma sie czegoś uczyć. Dla mnie w czytaniu ksiażeczek nie jest najważniejsze to, jakich nowych słów dziecko się nauczy. Czy ta książeczka uczy liczb czy alfabetu. I czy ma piękne obrazki stymulujące odpowiednią półkulę. O wiele istotniejsze jest to, że przy tym czytaniu się tulimy, i to nie tyle z małym, bo on nie tulący się 29.gif co z dużym, który mimo, że czytać umie sam, woli ze mną właśnie ze względu na bliskość! Ważniejsze jest to, że się razem śmiejemy z jakiegoś obrazka. A potem jeszcze gadamy i gadamy razem w łóżku. A książka może być dla mnie głupia. Zwłaszcza, że co innego preferowałabym ja dla 8-latka, a co innego on uważa za cool 04.gif
"Jazdą" określam ambicje mamuś, żeby dziecko znało literki w wieku dwóch lat, umiało czytać w wieku 4, liczyło do 100 zanim pójdzie do przedszkola...Bo koleżanki dziecko umie. A moje nie. Bo dziewczynka w piaskownicy śpiewa po angielsku a moje dziecko nie 29.gif O, to są jazdy i ciśnienia.
Ale powtarzam się, wraz z wydłużaniem się stażu matkowania podejście się zmienia 04.gif Na szczęście dla matki i dziecka 04.gif

I jeszcze dodam, że podziwiam Twoją córkę, że czyta z tobą 2 godz dziennie! Serio! Mój prawie 2,5-latek wysiedzi 5 minut, jak jest już zmęczony bardzo może dociągnie do 10 37.gif I nawet nie skłania mnie to do wniosków, że wyrośnie na analfabetę, tudzież jest nadpobudliwy, bo zamiast siedzieć nad książeczką woli biegać 06.gif

--------------------
"Każda droga jest łatwiejsza, gdy widzisz to, co dobre jest"
https://szafazksiazkami.blogspot.com/
https://dzieciczytaja.blogspot.com/
agabr
czw, 12 sie 2010 - 09:27
Oj Kasiu Kasiu , co prawda zaprzestalam odzywania sie w Twoich tematach ale rece opadaja.b
agabr


Grupa: Moderatorzy
Postów: 11,480
Dołączył: śro, 02 kwi 03 - 10:03
Skąd: z żoliborza
Nr użytkownika: 280

GG:


post czw, 12 sie 2010 - 09:27
Post #53

Oj Kasiu Kasiu , co prawda zaprzestalam odzywania sie w Twoich tematach ale rece opadaja.b

--------------------
Mama Andrzeja 2002 i Zośki 2009

"Panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie
chodzi, to jakoś nigdy tego nie zauważyłem."
TatuÅ› Muminka
kasiaaaaa
czw, 12 sie 2010 - 09:34
CYTAT(agabr @ Thu, 12 Aug 2010 - 10:27) *
Oj Kasiu Kasiu , co prawda zaprzestalam odzywania sie w Twoich tematach ale rece opadaja.b

No mi też.
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post czw, 12 sie 2010 - 09:34
Post #54

CYTAT(agabr @ Thu, 12 Aug 2010 - 10:27) *
Oj Kasiu Kasiu , co prawda zaprzestalam odzywania sie w Twoich tematach ale rece opadaja.b

No mi też.

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
Ciocia Magda
czw, 12 sie 2010 - 10:00
CYTAT(joannabo @ Fri, 30 Jul 2010 - 22:48) *
Agnieszko, ale nie masz gwarancji, że nie mając do przodu, Twoje dziecko by się nie stresowało. Zresztą ten wewnętrzny mechanizm decydujący o tym, że nauka jest ważna i interesująca jest wart przejściowych dolegliwości, o których piszesz.

Moje dzieci tak nie miały. Różne rzeczy mogły o tym decydować, zawsze biorę pod uwagę choćby to, że mogłam mieć łatwiej z tego powodu, że moje nie chodziły do przedszkola (nie było dorosłego z autorytetem, który by mi mącił)

Mój pakiet dystansująco-przeciwszkolny obejmował:
-tłumaczenie, że gdyby rodzice innych dzieci też je uczyli, to te dzieci umiałyby mniej więcej to samo. Tonem pewności. Tym samym tonem tłumaczyłam to nauczycielce i widocznie byłam przekonująca, bo etykietki nie nosili. Skoro Jędrek już nosi, dodałabym wykład o tym, że za parę lat on może dorównac do innych dzieci, a stać się to może szybcej z etykietką niz bez niej (niech się pani przestraszy).
-absolutny brak zainteresowania ocenami i innymi osiągami icon_wink.gif Tu trzeba radykalizmu, żeby zrównoważyć pranie mózgów zachodzące w szkole. Nie pytać, omijać wzrokiem w zeszycie, nie komentować po wywiadówkach. Ja doszłam do tego, że dzieci mnie zaczęły przekonywać, ze stopnie są jednak ważne;)
-szkoła jako sprawa dziecka a nie rodzica. Mogę pomóc, pouczyć o tym, że obowiązki typu praca domowa wykonuje się sumiennie z szacunku dla nauczyciela i żeby sie nauczyć po prostu, ale nic co się dzieje w szkole nie ma wpływu na mój stosunek do dzieci.

Wspólny mianownik jest taki, że nie oceniam, również cudze oceny płynące ze szkoły nie robią na mnie wrażenia. Absolutne poczucie bezpieczeństwa w domu = brak stresu w szkole. Kwestia czasu. No i absolutności icon_wink.gif


Joanno, ja nie jestem pewna, czy to wystarczy. Mam dwoje dzieci w tym samym wieku, które mają mniej więcej takie same - bardzo dobre - wyniki w nauce. Przy czym jedna córka bardzo lubi rywalizację, zgłasza się do konkursów - i okupuje to sporym stresem. Druga natomiast w ogóle nie rywalizuje, do konkursów się nie zgłasza - ale jest bardziej wyluzowana. Może to jest kwestia bliźniactwa - że one muszą się od siebie odróżnić, więc wybrały sobie takie role. Ale wydaje mi się, że u pojedynczego dziecka też taka postawa jest możliwa - "lubię wygrywać, podoba mi się to co wtedy czuję, wobec czego ciągle staję do rywalizacji i ciągle odczuwam presję, że tym razem się nie uda i co wtedy będzie z moim wizerunkiem?"

A co do tematu wiodącego - Kasiaaa, jak najbardziej mów do swojej córeczki, czytaj jej, spędzaj z nią czas. Ale nie oceniaj innych rodziców po osiągnięciach ich dzieci. Ja moim dzieciom też czytałam - i co z tego, kiedy miały 18 m-cy mówiły raptem po 3 słowa. A jakby tu była Amania, to by Ci napisała, że jej starsza córka mówiła pełnymi zdaniami (artykułując przy tym "r") w wieku jednego roku. Tak więc Twoja córka mieści się w granicach szeroko pojętej normy.
Ciocia Magda


Grupa: Moderatorzy
Postów: 9,811
Dołączył: sob, 05 kwi 03 - 20:54
Skąd: Poznań
Nr użytkownika: 421

GG:


post czw, 12 sie 2010 - 10:00
Post #55

CYTAT(joannabo @ Fri, 30 Jul 2010 - 22:48) *
Agnieszko, ale nie masz gwarancji, że nie mając do przodu, Twoje dziecko by się nie stresowało. Zresztą ten wewnętrzny mechanizm decydujący o tym, że nauka jest ważna i interesująca jest wart przejściowych dolegliwości, o których piszesz.

Moje dzieci tak nie miały. Różne rzeczy mogły o tym decydować, zawsze biorę pod uwagę choćby to, że mogłam mieć łatwiej z tego powodu, że moje nie chodziły do przedszkola (nie było dorosłego z autorytetem, który by mi mącił)

Mój pakiet dystansująco-przeciwszkolny obejmował:
-tłumaczenie, że gdyby rodzice innych dzieci też je uczyli, to te dzieci umiałyby mniej więcej to samo. Tonem pewności. Tym samym tonem tłumaczyłam to nauczycielce i widocznie byłam przekonująca, bo etykietki nie nosili. Skoro Jędrek już nosi, dodałabym wykład o tym, że za parę lat on może dorównac do innych dzieci, a stać się to może szybcej z etykietką niz bez niej (niech się pani przestraszy).
-absolutny brak zainteresowania ocenami i innymi osiągami icon_wink.gif Tu trzeba radykalizmu, żeby zrównoważyć pranie mózgów zachodzące w szkole. Nie pytać, omijać wzrokiem w zeszycie, nie komentować po wywiadówkach. Ja doszłam do tego, że dzieci mnie zaczęły przekonywać, ze stopnie są jednak ważne;)
-szkoła jako sprawa dziecka a nie rodzica. Mogę pomóc, pouczyć o tym, że obowiązki typu praca domowa wykonuje się sumiennie z szacunku dla nauczyciela i żeby sie nauczyć po prostu, ale nic co się dzieje w szkole nie ma wpływu na mój stosunek do dzieci.

Wspólny mianownik jest taki, że nie oceniam, również cudze oceny płynące ze szkoły nie robią na mnie wrażenia. Absolutne poczucie bezpieczeństwa w domu = brak stresu w szkole. Kwestia czasu. No i absolutności icon_wink.gif


Joanno, ja nie jestem pewna, czy to wystarczy. Mam dwoje dzieci w tym samym wieku, które mają mniej więcej takie same - bardzo dobre - wyniki w nauce. Przy czym jedna córka bardzo lubi rywalizację, zgłasza się do konkursów - i okupuje to sporym stresem. Druga natomiast w ogóle nie rywalizuje, do konkursów się nie zgłasza - ale jest bardziej wyluzowana. Może to jest kwestia bliźniactwa - że one muszą się od siebie odróżnić, więc wybrały sobie takie role. Ale wydaje mi się, że u pojedynczego dziecka też taka postawa jest możliwa - "lubię wygrywać, podoba mi się to co wtedy czuję, wobec czego ciągle staję do rywalizacji i ciągle odczuwam presję, że tym razem się nie uda i co wtedy będzie z moim wizerunkiem?"

A co do tematu wiodącego - Kasiaaa, jak najbardziej mów do swojej córeczki, czytaj jej, spędzaj z nią czas. Ale nie oceniaj innych rodziców po osiągnięciach ich dzieci. Ja moim dzieciom też czytałam - i co z tego, kiedy miały 18 m-cy mówiły raptem po 3 słowa. A jakby tu była Amania, to by Ci napisała, że jej starsza córka mówiła pełnymi zdaniami (artykułując przy tym "r") w wieku jednego roku. Tak więc Twoja córka mieści się w granicach szeroko pojętej normy.


--------------------
mama Eweliny i Zofii (2000)

The thing is to keep smiling and never look as if you disapprove. - Lady Violet
kasiaaaaa
czw, 12 sie 2010 - 10:32
CYTAT(Magda EZ @ Thu, 12 Aug 2010 - 11:00) *
Tak więc Twoja córka mieści się w granicach szeroko pojętej normy.

No i właśnie to twierdzę od samego początku, dlatego mierzi mnie jak ktoś myśli, że uważam ją za geniusza.

Innych rodziców nie oceniam. Podany przeze mnie przykład chłopca, który na dwa lata prawie nic nie mówił był odpwiedzią na post której z dziewczyn, a w którym to pisała, że martwi się że jej dziecko mało mówi. Przykład ten podałam po to, aby się nie martwiła. Przytoczyłam też przykład mojej siostry, która na 2 lata też praktycznie nic nie mówiła.
kasiaaaaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,798
Dołączył: wto, 02 gru 08 - 19:17
Skąd: małopolskie
Nr użytkownika: 23,950




post czw, 12 sie 2010 - 10:32
Post #56

CYTAT(Magda EZ @ Thu, 12 Aug 2010 - 11:00) *
Tak więc Twoja córka mieści się w granicach szeroko pojętej normy.

No i właśnie to twierdzę od samego początku, dlatego mierzi mnie jak ktoś myśli, że uważam ją za geniusza.

Innych rodziców nie oceniam. Podany przeze mnie przykład chłopca, który na dwa lata prawie nic nie mówił był odpwiedzią na post której z dziewczyn, a w którym to pisała, że martwi się że jej dziecko mało mówi. Przykład ten podałam po to, aby się nie martwiła. Przytoczyłam też przykład mojej siostry, która na 2 lata też praktycznie nic nie mówiła.

--------------------
Oliwia 2009
Mateusz 2011
użytkownik usunięty

Go??







post czw, 12 sie 2010 - 10:42
Post #57

Kasia za komunikat w głównym stopniu odpowiedzialny jest nadawce tegoż. Jeśli Ci kilka osób mówi, że tak odbiera Twoje wypowiedzi, to niech Cię nie mierzi, że źle rozumieją, bo nie to miałaś na myśli tylko postaraj się tak budować zdania, żeby nie było wątpliwości jaką myśl chciałaś przekazać.

Joanna 81
czw, 12 sie 2010 - 11:21
Natalia uwielbia oglądać płyty z serii Mądry Maluch, najczęściej prosi o włączenie " Baw się i ucz ". Średnio raz w tygodniu przez ok. pół godziny ogląda.
W telewizji 2 bajki rano, dwie wieczorem, na tym koniec.
Sporo czytamy, ale 2 godziny nigdy nie wysiedziała 48.gif
Joanna 81


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 10,436
Dołączył: pią, 17 lis 06 - 20:28
SkÄ…d: z pokoju :)
Nr użytkownika: 8,538

GG:


post czw, 12 sie 2010 - 11:21
Post #58

Natalia uwielbia oglądać płyty z serii Mądry Maluch, najczęściej prosi o włączenie " Baw się i ucz ". Średnio raz w tygodniu przez ok. pół godziny ogląda.
W telewizji 2 bajki rano, dwie wieczorem, na tym koniec.
Sporo czytamy, ale 2 godziny nigdy nie wysiedziała 48.gif

--------------------






"W chwili, gdy najmniej się tego spodziewamy, życie stawia przed nami wyzwania,
by sprawdzić naszą odwagę i gotowość na zmiany."
P.Coelho
zilka
czw, 12 sie 2010 - 12:02
Były robione takie badania na temat czasu spędzanego na różnych czynnościach deklarowanego i faktycznie 'zużywanego', nie podam teraz źródła.
W każdym razie - o niespodzianko 29.gif - ludzie zawyżają czas spędzamy na rozmowach ze współmałżonkiem, dziećmi, ruchu fizycznym a nie doszacowują czasu spędzanego np. przed komputerem i telewizorem 29.gif

To taki tylko mały off topic 29.gif
zilka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 7,549
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 10:20
SkÄ…d: Warszawa
Nr użytkownika: 160




post czw, 12 sie 2010 - 12:02
Post #59

Były robione takie badania na temat czasu spędzanego na różnych czynnościach deklarowanego i faktycznie 'zużywanego', nie podam teraz źródła.
W każdym razie - o niespodzianko 29.gif - ludzie zawyżają czas spędzamy na rozmowach ze współmałżonkiem, dziećmi, ruchu fizycznym a nie doszacowują czasu spędzanego np. przed komputerem i telewizorem 29.gif

To taki tylko mały off topic 29.gif

--------------------
córki dwie, 2002 i 2007
gosiagosia
czw, 12 sie 2010 - 12:09
bo jak spędza się czas przed komputerem jednocześnie rozmawiając z małżonkiem, to lepiej wygląda w podsumowaniu, że była to rozmowa z małżonkiem icon_wink.gif
gosiagosia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,244
Dołączył: nie, 18 sty 09 - 21:40
Nr użytkownika: 24,823




post czw, 12 sie 2010 - 12:09
Post #60

bo jak spędza się czas przed komputerem jednocześnie rozmawiając z małżonkiem, to lepiej wygląda w podsumowaniu, że była to rozmowa z małżonkiem icon_wink.gif

--------------------
Sz. marzec 2009
F. luty 2011
B.A. Aniołek 6tc [*]



...nie ma stópki zbyt małej, by nie mogła zostawić śladu...
> Od kiedy TV?, i w jakich dawkach?
Start new topic
Reply to this topic
6 Stron V  poprzednia 1 2 3 4 5 nastÄ™pna ostatnia 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: pon, 10 cze 2024 - 01:04
lista postów tego w±tku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama