CYTAT(agabr @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:25)
a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac
Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".
Dalej już bez cytatów;)
Nie wiem skąd się bierze to wrażenie, że wyznaję rodzicielską omnipotencję, na pewno nie z treści tego, co piszę
Toć w dwóch krótkich postach pisałam, że "daję dzieciom spokój", , ze nie wywierałam nigdy presji, że dziecko ma naturalną samomotywację, że szkoła to sprawa dziecka.
Ale dobrze. Żeby się dogadać, musiałybyśmy zdefiniować "osobowość". Ja w każdym razie osobowość zaliczyłabym do bazy, a dystans do nadbudowy
.
Nie, nie mam i nie chcę mieć wpływu na osobowość dziecka.
Tak, mam i chcę mieć wpływ na to, że dziecko ma (nie traci naturalnego) dystans do siebie i otoczenia.
Dystans, zostańmy przy tym słowie, to jest postawa wobec świata. Intelektualna, czy też filozoficzna. Należy do szeroko pojętego systemu wartości dziecka, a tu już chyba zgoda powszechna panuje, że ten kształtuje głównie otoczenie, w tym przede wszystkim rodzice.
Dystans ma jednak pewną specyfikę. To, co ściśle nazywamy przekazywaniem (werbalnym) wartości, jest wzmacniane bądź osłabiane przez przykład, przez praktykowanie wartości przez przekazującego. Natomiast to, co jest werbalną nauką dystansu jest wzmacniane (osłabiane) przede wszystkim przez przekaz podświadomy.
Dystans jest postawą naturalną, wynikającą z uświadamiania sobie swojej odrębności, z niezależności oraz z szacunku dla siebie i innych osób. Brak dystansu jest wynikiem postawy lękowej i działa przeciwko poczuciu niezależności i szacunku.
Chodzi mi właśnie o to słowo, o "lękowy". Jeżeli rodzic się lęka to dziecko się temu lękowi nie oprze. Tu rodzic jest rzeczywiście "potentny" niezmiernie. Dziecko może wtedy recytować formuły filozoficzne uzasadniające dystans, ale psychofizjologia uniemożliwi mu uwewnętrznienie tych formuł.
Wracając do mojego pakietu dystansującego. Oprócz tego, że wynika z niego, że dziecka nie oceniam, wynika także, że jestem pozbawiona lęku. O teraźniejszość dziecka i o jego przyszłość ( w sensie poradzenia sobie z nauką) i o stosunek do niego innych osób, wyrażający się w rzeczywistości szkolnej stopniami. Jeśli dziecko się zarazi lękiem w szkole od nauczyciela, czy kolegów, to wracając do domu powraca do równowagi, lęk nie stanie się chroniczny. Oczywiście wyobrażam sobie, że mogą zajść takie okoliczności, że ten mój spokój nie wystarczy dla zrównoważenia szkolnych przeżyć, dlatego i w tej dziedzinie nie uważam się za OMNI potentną.
Kiedy piszę "moj" to znaczy to mój, rodzica. To ewentualnie do Idy, która pytał kiedyś o udział mojego męża
Jeżeli rodzic nie ma odwagi, bo innych powodów sobie nie mogę wyobrazić, żeby powiedzieć dziecku "słuchaj, szkoła jest do tego, żeby się uczyć. Ile się nauczysz zależy głównie od ciebie. Stopnie nie mogą być obiektywnym wskaźnikiem czy uczysz się czy nie, nie zwracaj na nie uwagi, bo mogą cię zmylić, ja też nie będę zwracać na nie uwagi" to zaraża dziecko lękiem i dystansu nie powinien oczekiwać.