U nas ostatnio wielkie zamieszanie.
Byłam dwa tygodnie temu z Dominiką na komisji bo skończyły jej się orzeczenie o niepełnosprawności. Byłam przekonana, że dostaniemy je wraz z pieniędzmi bez problemu. W poniedziałek byłam po odbiór i jakież było moje zdziwienie - owszem Dominika jest wg lekarza niepełnosprawna, ale jednocześnie nie potrzebuje mojej codziennej pomocy (co oznacza, że sama sobie np. może założyć aparaty, sprawdzić czy dobrze funkcjonują, wymienić baterie ...) nie potrzebna jest jej rehabilitacja itd.
Lekarz orzecznik nie usłyszał czy Dominika mówi czy nie od razu założył że się komunikuje, jeśli ma aparaty to słyszy, a tak faktycznie to wypada wydać orzeczenie bo badania genetyczne wskazują że wada jest
Dziś napisałam odwołanie, jutro zawiozę i złoże - ciekawe co powie kolejna komisja no i kiedy - na tą czekałam półtora miesiąca.
Druga sprawa - Mika znów od poniedziałku ma katar - taki ropny zielony i gęsty. No i właśnie wczoraj zadzwonili ze szpitala, że zwolniło się na dziś miejsce na wycięcie migdałka - jak dziecko jest zdrowe to oni przyjmą ją na oddział na NFZ. No i doopa chora - i nie przyjęli
Prywatnie jesteśmy zarejestrowani na 19.
Muszę Mikę wyleczyć i to jak najszybciej - w poniedziałek badania przed zabiegiem no i wypadałoby żeby wyszły dobre.
W tym roku jest piękna zima i podoba mi się jak dawno już mi się nie podobała. Ale naprawdę - przy wiecznie chorej Dominice - CHCĘ WIOSNY.
cdn
I napiszę Wam jeszcze coś co sprawiło ostatnio, że wiara w drugiego człowieka i jego dobroć jest ciągle żywa.
Tytułem wstępu - w grudniu w wiadomym ciężkim okresie dla mnie i mojej rodziny znalazło się naprawdę wiele osób, które słuchały, dzwoniły, pisały, płakały razem ze mną - ale te osoby wiedziały co się tak naprawdę stało to po pierwsze, a po drugie były mi bliskie w taki czy inny sposób (było też naprawdę dużo osób tu na forum
)
I dwa dni temu rozmawiam z pewną klientką, która złożyła u nas zamówienie w styczniu i dzwoni co jakiś czas, żeby coś domówić. I ona wczoraj na zakończenie rozmowy mi powiedziała, że myśli o mnie, że ona czuje (tak telefonicznie, telepatycznie??? ) że stało się coś w mojej rodzinie złego, że ktoś zmarł i że ja się tym bardzo martwię. Było to dla mnie tak bardzo zaskakujące - bo w kontaktach z klientami i zupełnie obcymi ludźmi naprawdę jestem wesołą osobą, często się śmieję i nawet moja mama mi powiedziała, że po prostu zupełnie nie widać, że się faktycznie zamartwiam.
No i koniec końców rozbeczałam się tej babeczce do telefonu. Fakt - nie powiedziałam co się stało, bo i po co - jest naszą klientką, a nie psychologiem. podziękowałam za miłe słowa i pamięć. A ona na to, że jak będe chciała porozmawiać to mogę do niej zadzwonić - ona chętnie w miarę możliwości służy pomocą, bo jej mąż jest lekarzem i często pomagają ludziom, którzy tego potrzebują.
Szczerze jestem zaskoczona - ale tak bardzo pozytywnie, taką postawą tej miłej pani
Ten post edytował izoldciemnowlosa czw, 11 mar 2010 - 14:27