oj, mamuśka, pisanie czasami słabo mi idzie, w realu jest dużo.... śmieszniej. Jestem typem człowieka, który kręci się w kółko, sam nie wie za co się zabrać, niezdecydowany do tego i w sklepach zawsze za mną chodzi ochrona, czego moja mama nie może przeżyć. Ja juz przestałam zwracać na panów uwagę, na bramce nie pikam, więc luzik.
Wczoraj na przykład wyjechałam z Miłoszem za późno na trening. Jakoś tak sobie skojarzyłam, że gra na Orliku przy mojej szkole. Odpierniczyłam się więc jak mrówka na otwarcie lasu, tak jak się ubieram wsiadając do samochodu. Lekka bluzka, kurtka, z toalety tez nie skorzystałam, coby tutaj ładnie ująć, bo w szkole pójdę siku, przed swoim meczem, bo gramy co tydzień w siatę.
Ledwo wyjechałąm z domu, korki, myslę sobie, jadę pipidówami,moze się uda na czas, bo w całym centrum mamy poździerany asfalt. Nic, tam policja, jeden pas ruchu, potem pociag jechał, kanał jednym słowem. Juz powiedziałam MIłoszowi,ze się spóźnimy,zebym nie dostał bury na miejscu od niego. Przyjął względnie poprawnie.
Jesteśmy pod szkołą , wejście z drugiej strony,no to mówię do młodego rura, biegniemy. Wpadamy na Orlik, Miłosz mówi nie ma tutaj moich. Telefon do przyjaciela, Komunikuje mężowi,ze nikogo nie ma, ten mnie wyprostował, na którym Orliku ma grać. No to rura do samochodu biegiem, z piskiem opon ruszam spod szkoły, podjeżdżam pod drugi Orlik, ten własciwy. Przejeżdżam wjazd na parking, a MIłosz mi mówi tam się parkuje samochody(bo byłam tam pierwszy raz), No to wywaliłam go na srodku drogi, bo nic nie jechało, mówię leć, ja zaparkuję.
Ufff, myśle sobie luzik, spokojnie zaparkowałam, idę, wchodzę a mój młody stoi jak *****oła. Pytam, co? On; "tu moich tez nie ma".
Sytuacja nieciekawa w tym momencie bo nie wiem co robić, przeciez nie popusci mi treningu, weekend z głowy, gdyby raz nie zagrał.
Telefon do przyjaciela:"tutaj tez ich nie ma"
I jakis miły starszy pan, podchodzi i mi mówi, że jeszcze na innym boisku są, bo trening przeniesiony. Już wiecie co zrobiłam. Rura. Wpadliśmy 20 minut po czasie.
I teraz wersja druga tego zdarzenia.
M miał wyjazd na cały dzień, planowany na piątek albo sobotę, Wszystko wskazywało na piątek, ale mogłam jeszcze wynegocjować sobotę od biedy.
W piątki pzrecież siatka, trening młodego i Martyna na głowie. Moja mama miała zająć się Martyną, ja świadoma, że to u mnie w szkole, więc o 17.30 miałam MIłosza odstwaić na trening, my zaczynamy grać o 18.00. O 19.00 idę po Miłosza, potem siedzi na sali i czeka na mnie, w międzyczasie na przykład je kolację. Dlatego mówię:" jedż w piątek"
A tu jak się okazało,że nie u mnie, to szok, nie zagram w siatę, mecz mam w plecy, no dobra, wściekłam się. Biegniemy do samochodu MIłosz w ryk,ze teraz to się dopiero spóźni i n mnie. Ja do niego,ze i tak zagra z godzinę, a ja w ogóle nie pogram dzisiaj. Oj, gotowało się we mnie, bo nikt mnie wcześniej nie wyprostował, jak mówiłam,ze Miłosz gra u mnie.
Wśiadamy do samochodu i mówię młodemu, kurcze TY sobie i tak zaras zagrasz, a juz odpuszcam siatkę, ale jestem źle ubrana , zmarznę, chce mi się siku. I w ogóle nie tak to planowałam.
Myślę sobie zakwitnę na dworze jak byk. 5 stopni było wieczorem, ale spoko, od czego ma się znajomych. Szybko przeanalizowąłam całą sytuację i zajarzyłam, że kumpel siedzi akurat w tym czasie, więc kanciapka moja, herbate tez zrobi. Spoko, a tu nagle,że jeszce na trzeci mamy jechać, a tam ani kibla, ani herbatki. Wybrnęłam, gapiłam się w trawę i wyobrażałąm sobie,że siedzę na łące i opalam się, (lampy świeciły).Sugestia silna, kibla tylko brakowało. Znazcys ie był, ale z orlikowych nie skorzystam a juz nie na takim zimnie.
--------------------
Miłosz -ur 26.07.2004
Martyna -ur 02.06.2007