Witajcie. Napisałam już o tym w wątku "Na każdy temat", lecz nie wiem,c zy tam zaglądacie, wiec i tutaj piszę.
Natanielek w poniedziałek poparzył się gorącą kawą. To moja wina. Zostawiłam kubek na blacie kuchennym, to była chwila, moment, kiedy nie zauważyłam...
Boże , będę sobie to wyrzucać do końca życia.
Najważniejsze jednak byle mu nic nie zostało, oby nie miał blizn.
Poparzył sobie bark z prawej strony oraz klatkę piersiową z lewej strony. Buźkę ma czerwoną (nie całą). Specjalista powiedzial, aby buzki nie smarowac, ze samo zejdzie. Ale ja sie martwie.
Zaraz w poniedzialek pojechalismy do szpitala, a we wtorek do przychodni specjalistycznej. Lekarz zapisal maść , nie pamietam nazwy, podobno bardzo dobra i pomaga. Robię małemu po kąpaniu wieczorem opatrunki.
Dobrze, że Natuś nie ma gorączki.
Boże... tak mi źle...
Czemu to musiało sie stać?
Pozdrawiam
Madzia
--------------------
Mama przedszkolaka Natanielka (ur.01.02.2002)