Ja wczoraj pakowałam prezenty i z piernikami walkę toczyłam.
Wygrałam
Dzisiaj tylko pozostaje pakowanie do pudełek, jutro domki z piernika, ubieranie choinki i reszta sprzątania, w niedzielę placki, a poniedziałek do już tylko pakowańsko i w drogę.
sterna - u naszych rodziców z konswkwencją na bakier bardzo. Niestety. Ale na szczęście mieszkamy sami, a dziadkowie rzadko zostają z Tymkiem sami (mieszkają 200km od nas i jak do nich jedziemy to zazwyczaj kontrolujemy sytuację).
Moja mama z konsekwencją jest skłócona totalnie i najgorsze że nie widzi tego że np w jednej chwili pozwala wnukowi szperać w szufladzie z płytami, a za chwilę nagle zabrania i dziwi się że Tymek drze się w niebogłosy. No ale tak jak napisałam - nie ma w tym nic strasznego bo widujemy się rzadko a i zazwyczaj ja jestem obok.
Co do teściowej - ona jest przewrażliwiona na punkcie szczęśliwości dziecka. A dziecko jest szczęśliwe jak nie płacze. Tzn każdy jęk Tymka postrzega jako osobistą porażkę. Nie można po prostu dopuścić do niezadowolenia dziecka. Tym samym pozwala mu dosłownie na wszystko.
Może przykład - kiedyś będąc u nich na weekend daliśmy jej Tymka rano ażebyśmy mogli sobie raz dospać. Po jakimś czasie schodzimy na dół do kuchni, a Tymek (i cała kuchnia) - zakopani w górze z mąki, cukru, kasz i wszystkiego co można wysypać.
Dlaczego? Bo otworzył sobie szafkę i po prostu "chciał". No a odmowić dziecku to zrobić mu największą krzywdę (wg teściowej skutkiem odmawiania są urazy psychiczne i inne takie potworki).
To właściwie mnie nie przeraziło - pomyślałam tylko że na szczęście mój syn zazwyczaj wie, że w domu nie wolno, a przynajmniej miał dobrą zabawę
ale najlepsze było po chwili: wyszłam do łazienki, wracam i patrzę: Tymek bawi się zapałkami. No tego już nie wytrzymałam i mówię, że przecież to jest rzecz niebezpieczna i nie chcę żeby się tym bawił. Na to teściowa: "Nooo taaaak... Ale co ja mam teraz zrobić? Wziął sobie to i przecież mu nie zabiorę bo będzie płakał".
No i oczywiście matka musiała być tym potworem który dziecko skrzywdził i zabrał zabawkę...
Cóż - nikt nie jest doskonały, a ja to już ostatnia...
Ale denerwuje mnie to, że mama nie respektuje naszego (mojego i Tomka) zdania. Spływają po niej nasze prośby. W czterech literach ma to, że my chcemy Tymka wychowywać tak czy tak. Ona i tak robi swoje...
Ostatnio zresztą powiedziała Tomkowi (tak - jemu - nie mi), że nie wystarczająco dbam o moich chłopakow (mąż jakoś nie czuje się zaniedbany
). no bo przecież chociażby dziecko które się zostawia samo żeby się pobawiło (bo mama pisze na forum
) jest zaniedbywane
Z tychże to wszystkich powodów, ze świadomością, że nie jestem akceptowana przez rodziców męża, że jestem po cichu w jego rodzinie obgadywana (też się tego od męża dowiedziałam)...
I głównie chyba z tego powodu, że nie jestem akceptowana jako matka swojego syna (a Tomek jako ojciec, bo mój mąz dla teściowej nie jest ojcem swego syna, mężem żony, dorosłym człowiekiem, tylko biednym nieporadnym Tominiem który sam nie wie jak żyć), że nie są respektowane moje prawa i zasady...
Nie chce mi się tam jechać.
Przepraszam - musiałam wylać żale
a teraz już obiecuję wbić się w świąteczną atmosferę i starać się cieszyć świętami (takie drugie zrobimy sobie z mężem jak wrócimy do domu w środę wieczorem