Tak samo jak DALIA napisała (str.2), Szpital Szczecin-Zdroje ul.Mączna I Oddział Pediatrii, Alergologii i Pulmonologii, maj 2010.
Izba Przyjęć, 3 maj, poniedziałek:
Katastrofa! Pani doktor wściekła, że "ściągają" ją do "zwykłej" gorączki. A dziecko miało drugi dzień 40st! Nie jadło, nie piło, nie spało. Synek płakał, pokazywał na brzuszek, że "bolało" - tzn. boli. Kupka - sama woda. P.Dr mówi, żeby dawać dużo płynów, bo się odwodni (co ty nie powiesz...). Badanie krwi i moczu zrobione, dokładnie obadane, osłuchane - do tego zastrzeżeń nie mam. Wyniki nie najlepsze, ale do domu możemy iść - no to idziemy.
5 maj, środa:
Dziecko coraz słabsze, nadal nie chce jeść, i co gorsze - pić. Natychmiast do lekarza rodzinnego, skierowanie do szpitala. Tam inna sytuacja: od razu na oddział, przebadany z góry na dół, wywiad przeprowadzony szczegółowo. Dr prowadząca przyszła, przedstawiła się, przywitała (Dr Gazdowska - musiałam!), powiedziała co i jak (a nie było dokładnie wiadomo, co dziecku jest). Co chwilę przychodziła i informowała o wynikach, jakie dostała. Pierwsza kroplówka podana na noc nie udana - pękła żyła, ale połowa zleciała do żyły. Dali małemu spokój. Następnego dnia rano obchód, szczegółowe odpowiedzi na każde pytanie (szczerze mówiąc wiele pytań nie było, bo sama P.Dr wszystko mówiła). Niestety o 23 w dniu przyjęcia musieliśmy się przenieść na inną salę, ponieważ nie mieli gdzie położyć mamy z noworodkiem (pod tym względem od razu powinni wiekowo i chorobowo dzieci rozmieszczać), w związku z tym obudziliśmy mamę z dzieckiem, do której dołączyliśmy.
6 maj, czwartek:
Kolejne badania, USG brzuszka, wymaz kału, badania krwi ... Na szczęście cały czas jestem przy dziecku, co zmniejsza jego stres.
7maj, piątek:
Podejrzenie "jelitówki", na wyniki badań musimy czekać do soboty. Kolejne kroplówki.
8 maj, sobota:
Wyniki dobre. Żadnej salmonelli, rotawirusów i innych paskudztw. Dostajemy przepustkę do poniedziałku.
10 maj, poniedziałek:
Kontrola w szpitalu, wyniki krwi złe. Grozi nam powrót na oddział. Dostajemy szansę na poprawę do środy. Pani Dr osobiście zadzwoniła i poinformowała o wynikach, i kolejnej wizycie w środę, dzięki czemu nie musieliśmy z dzieckiem siedzieć kilka godzin w świetlicy i czekać na "wyrok".
12 maj, środa:
Wyniki krwi dalej nie są rewelacyjne. Za 2 tygodnie kontrola. Ale wypis dostaliśmy.
Pielęgniarki bywały różne. Na szczęście było więcej tych "dobrych cioć". Szczególnie jedna była mega fantastyczna! W nocy cichusieńko wchodziła na salę (w piątek wypisali naszych "współlokatorów" więc byliśmy sami), i sprawdzała jak temperatura dziecka, czy z kroplówką wszystko dobrze. Co najlepsze, Jakub nie chciał spać w łóżeczku, więc spał ze mną. Wyobraźcie sobie, jak cicha i delikatna musiała być, skoro oboje nie słyszeliśmy?! Dopiero jak zamykała drzwi to się budziłam.
Wrażenia ogólnie pozytywne! Przy każdym badaniu byłam z synkiem, gdy spał a przyszła "pani od uszka", to przełożono badania na porę, kiedy się obudzi. A ciężko z tym było, bo prawie cały czas spał. Nawet salowe były rewelacyjne.
Cena pobytu z dzieckiem, w miarę w ludzkich warunkach - 30zł/doba.
Ależ się rozpisałam ...
Ten post edytował mari_mz sob, 22 maj 2010 - 00:07