Witajcie w nowym roku!
Dziękujemy za życzenia. Ja ównież o Was ciepło myślałam dzisiejszej nocy.
U nas nieciekawie się skończył 2006 roku. Kornel po kolejnym antybiotyku (zapalenie oskrzeli, szmery w płucach, duszność) i tylko dzięki temu, że w domu mamy nebulizator nie zatrzymali nas w szpitalu.
Wczoraj zostawiłam dzieci u mojej mamy, będą tam minimum do piątku. Więc Fila, głowa do góry! Ja jeszcze gorsza jestem...
Villi, mam nadzieję, że z Yano będzie coraz lepiej.
Nadai, nie przejmuj się gadaniem teściów. Tak jak pisze Villi, wpuszczaj jednym a wypuszczaj odrazu drugim uchem.
Powiększonym węzłem aż tak bardzo się nie przejmuj. U Kornela sporadycznie się zdarza, że węzłów nie widać gołym okiem...
Co do zabiegowego. Nigdy nie zabraniano mi być przy dzieciach podczas zmiany opatrunku, pobierania krwi, zmianie wenflonów, odsysaniu, drenażu itd.
Jednak z doświadczenia wiem już, że dziecku dużo łatwiej (przynajmniej z moimi tak jest) dojść do siebie po zabiegu, przy którym nie ma mamy. Ja czekam pod drzwiach od zabiegowego, biorę rozpłakanego malucha na ręce i już jest dobrze. Natomiast będąc przy nich nie udawało mi się NIGDY tak szybko ich uspokoić. Poza tym patrzyli na mnie strasznie żałośnie, z takim wyrzutem, że stoję obok i się przyglądam jak oni cierpią... Więc nie wiem co lepsze. Ja wybieram czekanie pod drzwiami. Ale to MÓJ wybór, nikt mi tego nie narzucił.
Josh, gratuluję! Ale sama, pełna obaw o własne bezpieczeństwo
chyba zniknÄ™ na czas jakiÅ› z forum