Właśnie wróciłam z nad wody. Zadzwoniła babcia Gosia, że są nad wodą i mam im przywieź małego. Nie byłam pewna co zrobić bo mimo 28 stopni niebo chmurzy się co chwila. Ale co tam poszłam na żywioł, założyłam małemu kąpielówki, wzięła wszelkie potrzebne mataklosy i heja! Nikoś sie cieszył niesamowicie i co chwila pytał czy jedziemy nad morze
Mimo, ze nie chciałam dziecka wprowadzac w błąd nie mogłam patrzeć jak po odpowiedzi "to nie jest morze" Nikosiowi robi się smutno...poza tym kłócił się, że on jedzie nad morze. A niech mu będzie, że to morze. Ja niestety musiałam wrócić do domu do pracy więc małego zostawiłam z babcią. Kiedy odjeżdżałam wsiadali na łódke zabezpieczeni w kapoki. Mały ma znowu frajdę. Jestem niesamowicie wdzięczna, że babcia robi takie niespodzianki a z drugiej strony mam ogromny żal do siebie i męża, ze mamy taką pracę a nie inna i nie jest nam dane z małym jeździć tak często nad wodę
Zapowiedziałam jednak już męzowi, ze jak tylko przyjdą upały bez deszczy i burz to pakujemy się z rana w jakąś niedzielę i jedziemy z dzieckiem nad wodę, do zoo...itp by wiedział, że mama i tata chca też pokazać mu trochę swiata i zrobić frajdę.