Miłosz paple non stop. Mówi dość ładnie, od jakiegoś czasu zdaniami, teraz już coraz dłuższymi. Niestety, ma kilku słówek "z czasu niemowlęcego" (typu "da-da"), których nie mogę wyeliminować. I gdyby to była kwestia trudności z wymówieniem - ale na pewno nie. Bo skoro mówi "jedzie traktor z przyczepą" to "na spacer" raczej mu trudności nie powinno sprawiać. Ot, przyzwyczaił się.
Wzrost - nie wiem. Ciuchy kupujemy na 92-98, ale ma tez niektóre dobre i na 86. Do wysokich specjalnie nie należy. Waży ca. 12-13 kg . Też raczej średni.
W dzień śpi od miesiąca tylko raz (przedtem dwa), ok. 2 godzin. W nocy nadal sie budzi. Łudzę się (o naiwności), że może jak odstawię go od piersi (tak, tak, bo mynadal cycamy), to może będzie przesypiał całą noc.
Jest na etapie "wszystko sam" i "nie". Negacja pełną parą. Tak objawia się głównie jego bunt dwulatka. Nie ta skarpeta, nie ten talerz, nie ten sweter, nie ten samochód... O wszystkim chce decydować sam i pełnia szczęścia jak np. sobie sam wybierze skarpetki.
"Nie" wstawia wszędzie gdzie tylko może i czasem z tego wychodzą zabawne sytuacja. Np. ogląda książeczkę ze zwierzątkami. Pytam: co to jest? Miłosz: nie indyk i nie gul-gul-gul! (gul- gul - tak robi inyk
).
Jeść lubi sam, ale oczywiście wokół - pobojowisko. Szczególnie jak chłepcze zupę. Nie protestuję, niech się uczy. Tylko później to sprzątanie...
No i nadal zapieluszkowany, chociaż kupkę woła. Nie jest jednak na takim etapie, żeby można było mu zdjąć pampersa w ogóle.
Lubi czytać książki (to zawsze i o każdej porze), lubi samochody (traktory szczególnie), nie ma swojej przytulanki (a tak chciałabym, żeby miał jakiegoś miśka), nie lubi telewizji. Jest bardzo żywy i wszędzie go pełno. Trudno mu raczej skupić się na dłużej nad jakąś rzeczą. Dziecko zdecydowanie bardziej dynamiczne, niż statyczne.