Reniu, życzę udanego wyjazdu i wspaniałej pogody.
Swoją drogą - naszym koleżankom odpoczywającym nad morzem fartnęło się z pogodą.
Ja akurat na te upały przyjechałam do W-wy.
Dzisiaj jadę na działkę. Będę tam z teściową i z jej mamą, czyli Rafała babcią, ale spoko, bo to fajne kobitki są. Na pewno będą mi pomagać przy Natalii i odejdzie mi gotowanie obiadów.
Basiu, sorki za wirusy. Nie wiem, jak to możliwe, bo w lipcu na pewno niczego Wam nie wysyłałam; do wczoraj nie miałam nawet Outlooka.
Wczoraj wybraliśmy się ze znajomymi do pubu i były takie jaja, że szok. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Trafiła się nam jakaś nowa kelnerka i nie mogła sobie poradzić ze zwykłym zamówieniem. Znajomi czekali około godziny na... piwo.
Moja koleżanka zamówiła szarlotkę na ciepło z lodami. Potem (jakieś 20 min. po) przyszliśmy my z Rafałem i ja stwierdziłam, że też sobie zamówię szarlotkę. Okazało się, że kelnerka zapomniała o zamówieniu koleżanek (druga zam. tatar). Tak więc czekałyśmy sobie... dłuuugo na nasze pyszności. Za jakiś czas kelnerka wpadła, a my pytamy, co z naszym zamówieniem - ta zaczęła przepraszać i mówić "już, już". Po wcale niekrótkim czasie znowu kelnerka podbiega, mówiąc "już, już", że podobno jej szarlotki ukradli.
No to znajomi mówią, "no dobrze, a co z piwem i paluszkami?". Przecież wystarczy przynieść; to nie golonka, którą się dość długo przygotowuje. W końcu po jakiejś godzinie dostaliśmy nasze piwa, tatar i szarlotki. Paluszki podobno się skończyły.
Rachunek też się nie zgadzał. Były na nim np. lody z owocami, których nikt z nas nie zamawiał.
Na pewno będziemy to wspominać przy kolejnych wizytach w pubach.