Aktualnoci

12 tysicy dodatkowych miejsc w obkach!

12 tysicy dodatkowych miejsc w obkach!

Rzd postanowi kontynuowa program Maluch, zapocztkowany w 2011, zaproponowa jednak jego zmodyfikowan i rozszerzon wersj, nadajc mu nazw MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wicej >

Maluchy.pl logo
cia

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
5 Stron V   1 2 3 następna ostatnia   

Doświadczenia szpitalne

> 
malinowa i Malin...
wto, 15 lis 2005 - 22:50
Chodzi mi o wasze doświadczenia z pobytu z dziećmi na wszelkich oddziałach szpitalnych.
Jak wyglądał sposób informowania was przez lekarzy o diagnozie, sposobie leczenia, postepach w leczeniu itd. Jak przebiegała rozmowa, na ile wyczerpujące były to informacje, czy były ustalone przez lekarzy godziny udzielania informacji itd.
malinowa i Malin...


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,141
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 13:35
Skąd: Kraków
Nr użytkownika: 209




post wto, 15 lis 2005 - 22:50
Post #1

Chodzi mi o wasze doświadczenia z pobytu z dziećmi na wszelkich oddziałach szpitalnych.
Jak wyglądał sposób informowania was przez lekarzy o diagnozie, sposobie leczenia, postepach w leczeniu itd. Jak przebiegała rozmowa, na ile wyczerpujące były to informacje, czy były ustalone przez lekarzy godziny udzielania informacji itd.

--------------------
sdw
wto, 15 lis 2005 - 23:09
Podczas ostatniego naszego pobytu w szpitalu nie było ustalonych godzin udzielania informacji. A własciwie nawet nie tak, godziny ustalone były, jednakze zastać pania ordynator w jej gabinecie podczas tych godzin było nader trudno. W celu uzyskania info należało na nią polować na korytarzu. Najlepiej koło windy. Kiedy juz została upolowana była bardzo pomocna. Informowała dokładnie aczkolwiek sama od siebie niewiele. Odpowidała wyczerujaco na wszytskie pytania, uspokajała, była naprawdę pomocna. W przeciwieństwie do pozostałego personelu.

Lekarzem prowadzącym Fila była inna p. doktor. Wyjątkowo oszczędna w udzielaniu informacji. I wyjątkowo oszczędna w zadawaniu pytań n.t. dziecka.
sdw


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,326
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 19:04
Skąd: ze wschodu
Nr użytkownika: 188

GG:


post wto, 15 lis 2005 - 23:09
Post #2

Podczas ostatniego naszego pobytu w szpitalu nie było ustalonych godzin udzielania informacji. A własciwie nawet nie tak, godziny ustalone były, jednakze zastać pania ordynator w jej gabinecie podczas tych godzin było nader trudno. W celu uzyskania info należało na nią polować na korytarzu. Najlepiej koło windy. Kiedy juz została upolowana była bardzo pomocna. Informowała dokładnie aczkolwiek sama od siebie niewiele. Odpowidała wyczerujaco na wszytskie pytania, uspokajała, była naprawdę pomocna. W przeciwieństwie do pozostałego personelu.

Lekarzem prowadzącym Fila była inna p. doktor. Wyjątkowo oszczędna w udzielaniu informacji. I wyjątkowo oszczędna w zadawaniu pytań n.t. dziecka.

--------------------
K'98 K'01 F'04

- Teraz w lewo, moja hrabino.
- Dlaczegóż, drogi hrabio?
- Kończy mi się gwint w protezie.
malinowa i Malin...
wto, 15 lis 2005 - 23:10
Dobrze byłoby, gdybyście podały nazwę szpitala i miejscowośc.
malinowa i Malin...


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,141
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 13:35
Skąd: Kraków
Nr użytkownika: 209




post wto, 15 lis 2005 - 23:10
Post #3

Dobrze byłoby, gdybyście podały nazwę szpitala i miejscowośc.

--------------------
agabr
wto, 15 lis 2005 - 23:12
Trzykrotnie lezelismy w szpitalu klinicznym na oddz.Chirugii i kardochirurgii,Warszawa-Działdowska, lekarze udzielali wyczerpujacych informacji , sami z siebie , nike bylo potrzeby lapania nikogo na korytarzu.b.
agabr


Grupa: Moderatorzy
Postów: 11,480
Dołączył: śro, 02 kwi 03 - 10:03
Skąd: z żoliborza
Nr użytkownika: 280

GG:


post wto, 15 lis 2005 - 23:12
Post #4

Trzykrotnie lezelismy w szpitalu klinicznym na oddz.Chirugii i kardochirurgii,Warszawa-Działdowska, lekarze udzielali wyczerpujacych informacji , sami z siebie , nike bylo potrzeby lapania nikogo na korytarzu.b.

--------------------
Mama Andrzeja 2002 i Zośki 2009

"Panuje na ogół opinia, że geniusze są niesympatyczni, lecz jeśli o mnie
chodzi, to jakoś nigdy tego nie zauważyłem."
Tatuś Muminka
sdw
wto, 15 lis 2005 - 23:14
Szpital Dziecięcy im. Langego w Ki-cach. Oddział zakaźny B.
sdw


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,326
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 19:04
Skąd: ze wschodu
Nr użytkownika: 188

GG:


post wto, 15 lis 2005 - 23:14
Post #5

Szpital Dziecięcy im. Langego w Ki-cach. Oddział zakaźny B.

--------------------
K'98 K'01 F'04

- Teraz w lewo, moja hrabino.
- Dlaczegóż, drogi hrabio?
- Kończy mi się gwint w protezie.
asia2108
wto, 15 lis 2005 - 23:38
Szpital Miejski w Ostrowcu Św. Oddział Noworodkowy. Marcin spędził tam 3 tygodnie. Miał okołoporodowe zakażenie krwi bakterią szpitalną. Informacje były wyczerpujące, jasne, zawsze po obchodzie porannym, ale też w ciągu dnia, gdy robione były pilne badania, wiedzieliśmy natychmiast o wynikach, podawanych lekach, rokowaniach. Oprócz pierwszej doby, gdy na dyżurze został lekarz, który nie potrafił nam nic powiedzieć i kazał czekać do rana, dalszy pobyt był bez zarzutu.

Ten sam szpital oddział ortopedyczny - blisko 13-letni Hubert. Informacje skąpe, właściwie wyciągane z lekarza, którego trzeba było złapać, gdzieś na korytarzu, miałam chwilami wrażenie, że jakiekolwiek działania lekarzy są wymuszane naszą obecnością i stałym nagabywaniem.
asia2108


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 933
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 23:16
Nr użytkownika: 224




post wto, 15 lis 2005 - 23:38
Post #6

Szpital Miejski w Ostrowcu Św. Oddział Noworodkowy. Marcin spędził tam 3 tygodnie. Miał okołoporodowe zakażenie krwi bakterią szpitalną. Informacje były wyczerpujące, jasne, zawsze po obchodzie porannym, ale też w ciągu dnia, gdy robione były pilne badania, wiedzieliśmy natychmiast o wynikach, podawanych lekach, rokowaniach. Oprócz pierwszej doby, gdy na dyżurze został lekarz, który nie potrafił nam nic powiedzieć i kazał czekać do rana, dalszy pobyt był bez zarzutu.

Ten sam szpital oddział ortopedyczny - blisko 13-letni Hubert. Informacje skąpe, właściwie wyciągane z lekarza, którego trzeba było złapać, gdzieś na korytarzu, miałam chwilami wrażenie, że jakiekolwiek działania lekarzy są wymuszane naszą obecnością i stałym nagabywaniem.

--------------------
Brygida (1990), Hubert (1992), Marcinek (2002) i Michaś (2005)
Potwora
śro, 16 lis 2005 - 08:09
Wrocław Szpital na ul. Traugutta, oddział chirurgii dziecięcej.

Brak informacji ze strony lekarzy, lekarka bez identyfikatora, nie przedstawiła się, bezimienna...Zapytana o sposób postępowania z moim dzieckiem odwraca się na pięcie, prychając i robiąc obraźliwe miny, drugi lekarz na obchodzie nawet nie spojrzał na kartę, po prostu zajrzał do sali rozglądnął się i tyle go widzieli. Z przerażeniem patrzę jak rodzice miotają się w niewiedzy (głównie chodzi tu o urazy), ja szukam w internecie, dzwonię do znajmych, kolejne pytanie zadane lekarce - agresja z jej strony, pielęgniarka krzyczy na matkę dziecka przed operacją, że pozwoliła mu coś zjeść, tylko... że wcześniej nikt tej biednej kobieciny nie uprzedzał, że nie wolno podawać niczego do picia i jedzenia. Na łóżeczku obok non stop wyje dziecko z domu dziecka, karmią je salowe ( świetne kobiety!), pielęgniarki oglądają TV. Rodzice wypisują dzieci na własne żądanie przekonani, ze pobyt w szpitalu jest bezcelowy, my także nabieramy takiej pewności. Wypisujemy dziecko i konsultujemy się z lekarzami prywatnie, okazuje się, że nie ma podstaw do obserwacji szpitalnej bo dziecko przyjęte było nieuszkodzone icon_wink.gif po porstu lekarz na izbie przyjęć nie potrafił odczytac zdjęcia rentgenowskiego...a przez te 4 dni w szpitalu nikt nawet do niego nie zajrzał. Piszemy skargę do ordynatora - czujemy się lekceważeni i niedoinformowani przez lekarkę ( podobno prowadzącą icon_twisted.gif ).

Dostajemy odpowiedź - przecież napisaliśmy w formularzu, że obydwoje z mężem mamy wyższe wykształcenie i to pokrewne medycynie ( uwaga: mąż jest socjologiem! icon_twisted.gif ) powinniśmy sami wiedzieć, albo się domyśleć ale ponieważ my "się czepiamy" wprowadza ankietę dla rodziców czy są zadowoleni z opieki szpitalnej.

Tyle.
Potwora


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,934
Dołączył: nie, 13 kwi 03 - 19:47
Skąd: .......
Nr użytkownika: 569




post śro, 16 lis 2005 - 08:09
Post #7

Wrocław Szpital na ul. Traugutta, oddział chirurgii dziecięcej.

Brak informacji ze strony lekarzy, lekarka bez identyfikatora, nie przedstawiła się, bezimienna...Zapytana o sposób postępowania z moim dzieckiem odwraca się na pięcie, prychając i robiąc obraźliwe miny, drugi lekarz na obchodzie nawet nie spojrzał na kartę, po prostu zajrzał do sali rozglądnął się i tyle go widzieli. Z przerażeniem patrzę jak rodzice miotają się w niewiedzy (głównie chodzi tu o urazy), ja szukam w internecie, dzwonię do znajmych, kolejne pytanie zadane lekarce - agresja z jej strony, pielęgniarka krzyczy na matkę dziecka przed operacją, że pozwoliła mu coś zjeść, tylko... że wcześniej nikt tej biednej kobieciny nie uprzedzał, że nie wolno podawać niczego do picia i jedzenia. Na łóżeczku obok non stop wyje dziecko z domu dziecka, karmią je salowe ( świetne kobiety!), pielęgniarki oglądają TV. Rodzice wypisują dzieci na własne żądanie przekonani, ze pobyt w szpitalu jest bezcelowy, my także nabieramy takiej pewności. Wypisujemy dziecko i konsultujemy się z lekarzami prywatnie, okazuje się, że nie ma podstaw do obserwacji szpitalnej bo dziecko przyjęte było nieuszkodzone icon_wink.gif po porstu lekarz na izbie przyjęć nie potrafił odczytac zdjęcia rentgenowskiego...a przez te 4 dni w szpitalu nikt nawet do niego nie zajrzał. Piszemy skargę do ordynatora - czujemy się lekceważeni i niedoinformowani przez lekarkę ( podobno prowadzącą icon_twisted.gif ).

Dostajemy odpowiedź - przecież napisaliśmy w formularzu, że obydwoje z mężem mamy wyższe wykształcenie i to pokrewne medycynie ( uwaga: mąż jest socjologiem! icon_twisted.gif ) powinniśmy sami wiedzieć, albo się domyśleć ale ponieważ my "się czepiamy" wprowadza ankietę dla rodziców czy są zadowoleni z opieki szpitalnej.

Tyle.
addera
śro, 16 lis 2005 - 08:48
Ola icon_eek.gif
addera


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,191
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 14:04
Nr użytkownika: 171




post śro, 16 lis 2005 - 08:48
Post #8

Ola icon_eek.gif

--------------------



Doruśka
śro, 16 lis 2005 - 08:59
Szpital im Korczaka na ul kasprowicza we wrocławiu.
Nefrologia,lekarz prowadząca laryngolog icon_eek.gifa drugom był starzysta albo praktykant.. ciążko sie czegoś dowedzić,badanie usg dla dzieci małych było poóźniej niż dla starszych,np kalina miała na 11,30 a chłopiec 15 lat na 8,nie mogłam oczywiście dac kalinie pić ani jesć ,płakala,,,brak informacji jakie badania nas czekają,co oznaczają wyniki... beznadzieja.
natomiast oddziała w tym samym szpitalu gdzie ordynatorem jest Dr Gruszecki-rewelacja, bardzo otwarty i o wszystkim informował,nawet w niezdziele przyjeżdzała badac dzieci,wszystkie badał równiez on ,pomimo badań przez klaek.prowadzącego
Doruśka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 6,275
Dołączył: pon, 07 kwi 03 - 20:56
Skąd: Wrocław
Nr użytkownika: 477

GG:


post śro, 16 lis 2005 - 08:59
Post #9

Szpital im Korczaka na ul kasprowicza we wrocławiu.
Nefrologia,lekarz prowadząca laryngolog icon_eek.gifa drugom był starzysta albo praktykant.. ciążko sie czegoś dowedzić,badanie usg dla dzieci małych było poóźniej niż dla starszych,np kalina miała na 11,30 a chłopiec 15 lat na 8,nie mogłam oczywiście dac kalinie pić ani jesć ,płakala,,,brak informacji jakie badania nas czekają,co oznaczają wyniki... beznadzieja.
natomiast oddziała w tym samym szpitalu gdzie ordynatorem jest Dr Gruszecki-rewelacja, bardzo otwarty i o wszystkim informował,nawet w niezdziele przyjeżdzała badac dzieci,wszystkie badał równiez on ,pomimo badań przez klaek.prowadzącego
Ciocia Magda
śro, 16 lis 2005 - 09:17
Łódź, Szpital Kliniczny nr 4 przy ul. Spornej, Oddział Kardiologii
Już na wstępie siostra oddziałowa zrobiła mi obchód oddziału, gdzie ubikacja, łazienka dla rodziców, gdzie w kuchni mogę trzymać jedzenie, gdzie świetlica (mimo że Zosia miała 4m-ce i raczej nie korzystała icon_wink.gif ) - ogólnie co, jak, gdzie i kiedy. Dostęp do lekarzy możliwy, informacje wyczerpujące. To najlepszy oddział, na jakim byłam.

Łódź, ICZMP, Oddział Kardiochirurgii
Lekarza prowadzącego trudno było złapać, ale wszyscy byli w miarę poinformowani. Nie mam dobrych wspomnień z tego szpitala, ale może to po prostu okoliczności były niesprzyjające.

Poznań, Szpital Dziecięcy SZOZ przy ul. Nowowiejskiego, Oddział Wewnętrzny
Na czas obchodu rodzice byli wypraszani z sali, co było trochę denerwujące, bo na pytania lekarzy odpowiadały dzieci, a moje nie zawsze są szczere icon_rolleyes.gif . Obchody były dwa (poranne), najpierw lekarz prowadzący, potem wszyscy lekarze razem. Wreszcie po zakończeniu obchodu można się było ustawić w kolejkę pod gabinetem lekarzy i zapytać o wszystko. Trochę to karkołomne, ale informacje były dostępne i wyczerpujące. Niestety, zasad funkcjonowania oddziału nikt nie wyjaśniał - np. że rodzicom nie wolno wstępować do kuchni, czy zrobić sobie herbaty, że w ogóle nie wolno mieć nic gorącego przy łóżku dziecka, że nie wolno spać na karimacie (te dwa ostatnie zakazy niby były, a nie przestrzegane tak na 100%). No ale była dobra wola i super opieka sióstr nad dziećmi.
Ciocia Magda


Grupa: Moderatorzy
Postów: 9,811
Dołączył: sob, 05 kwi 03 - 20:54
Skąd: Poznań
Nr użytkownika: 421

GG:


post śro, 16 lis 2005 - 09:17
Post #10

Łódź, Szpital Kliniczny nr 4 przy ul. Spornej, Oddział Kardiologii
Już na wstępie siostra oddziałowa zrobiła mi obchód oddziału, gdzie ubikacja, łazienka dla rodziców, gdzie w kuchni mogę trzymać jedzenie, gdzie świetlica (mimo że Zosia miała 4m-ce i raczej nie korzystała icon_wink.gif ) - ogólnie co, jak, gdzie i kiedy. Dostęp do lekarzy możliwy, informacje wyczerpujące. To najlepszy oddział, na jakim byłam.

Łódź, ICZMP, Oddział Kardiochirurgii
Lekarza prowadzącego trudno było złapać, ale wszyscy byli w miarę poinformowani. Nie mam dobrych wspomnień z tego szpitala, ale może to po prostu okoliczności były niesprzyjające.

Poznań, Szpital Dziecięcy SZOZ przy ul. Nowowiejskiego, Oddział Wewnętrzny
Na czas obchodu rodzice byli wypraszani z sali, co było trochę denerwujące, bo na pytania lekarzy odpowiadały dzieci, a moje nie zawsze są szczere icon_rolleyes.gif . Obchody były dwa (poranne), najpierw lekarz prowadzący, potem wszyscy lekarze razem. Wreszcie po zakończeniu obchodu można się było ustawić w kolejkę pod gabinetem lekarzy i zapytać o wszystko. Trochę to karkołomne, ale informacje były dostępne i wyczerpujące. Niestety, zasad funkcjonowania oddziału nikt nie wyjaśniał - np. że rodzicom nie wolno wstępować do kuchni, czy zrobić sobie herbaty, że w ogóle nie wolno mieć nic gorącego przy łóżku dziecka, że nie wolno spać na karimacie (te dwa ostatnie zakazy niby były, a nie przestrzegane tak na 100%). No ale była dobra wola i super opieka sióstr nad dziećmi.

--------------------
mama Eweliny i Zofii (2000)

The thing is to keep smiling and never look as if you disapprove. - Lady Violet
agama76
śro, 16 lis 2005 - 09:30
Wroclaw, szpital im. Korczaka na Kasprowicza, oddzial IV i III: rewelacyjny kontakt lekarz-rodzic, dostaje sie obszerne informacje na temat stanu dziecka, planowanych badan i leczenia lacznie z wytlumaczeniem co, jak i dlaczego. Klinika gastroenterologii dzieciecej - pod tym wzgledem kompletna kastastrofa, nie moglam sie dopytac o badania, za lekarka bieglam korytarzem, po czym ta weszla do dyzurki lekarskiej z ktorej mnie wyprosila icon_sad.gif. Tak to wygladalo przez caly pobyt, na 'wizycie' lekarze nie odpowiadali na pytania rodzicow. Ale diagnostyka przeprowadzona chyba niezle.
Szpital na Kamienskiego,oddzial dzieciecy - wszystko bylo ok, pielegniarki sympatyczne, lekarka co prawda bardzo oschla ale rzeczowo odpowiadala na pytania rodzica.
Szpital na 1 maja, oddzial pediatryczny - KOSZMAR. Ucieklismy stamtad z powodu zle postawionej diagnozy i upierania sie przy niej.
Aga
agama76


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,107
Dołączył: pon, 21 cze 04 - 21:18
Nr użytkownika: 1,877




post śro, 16 lis 2005 - 09:30
Post #11

Wroclaw, szpital im. Korczaka na Kasprowicza, oddzial IV i III: rewelacyjny kontakt lekarz-rodzic, dostaje sie obszerne informacje na temat stanu dziecka, planowanych badan i leczenia lacznie z wytlumaczeniem co, jak i dlaczego. Klinika gastroenterologii dzieciecej - pod tym wzgledem kompletna kastastrofa, nie moglam sie dopytac o badania, za lekarka bieglam korytarzem, po czym ta weszla do dyzurki lekarskiej z ktorej mnie wyprosila icon_sad.gif. Tak to wygladalo przez caly pobyt, na 'wizycie' lekarze nie odpowiadali na pytania rodzicow. Ale diagnostyka przeprowadzona chyba niezle.
Szpital na Kamienskiego,oddzial dzieciecy - wszystko bylo ok, pielegniarki sympatyczne, lekarka co prawda bardzo oschla ale rzeczowo odpowiadala na pytania rodzica.
Szpital na 1 maja, oddzial pediatryczny - KOSZMAR. Ucieklismy stamtad z powodu zle postawionej diagnozy i upierania sie przy niej.
Aga
Silije
śro, 16 lis 2005 - 10:40
Poznań szpital na Nowowiejskiego listopad 2002 zapalenie płuc: przepełniony, po prostu napchany dziećmi i gośćmi, stąd rotawirus rozprzestrzeniał się jak pożar, na 4 dzień wypisałam dziecko na własne żądanie, by zdążyć uciec przed rotawirusem (udało się). Spanie tylko na twardych krzesłach. Na czas obchodów rodzice wypraszani i zero informacji. Sama musiałam się domagać oklepywania pleców córki, bo została przegapiona. Pielęgniarki delikatne dla dzieci. Julka kończyła dożylne leczenie w domu pod okiem babci doświadczonej pielęgniarki (z powodu ucieczki przed rotawirusem), umożliwiono nam "nielegalną ucieczkę" z wenflonem w żyle i bardzo to był ludzki gest, bo wenflon wytrzymał do końca i nie trzeba było drugi raz wkłuwać.

Poznań klinika na Szpitalnej oddział neurologii i chorób zakaźnych październik 2005:
warunki bardzo dobre, pokoje pojedyncze, dla rodziców materace, można też spać z dzieckiem na dużym łóżku, łazienka w każdym pokoju, czysto. Ale dziecko nie jest traktowane całościowo tylko wycinkowo, stąd o wszystkie dodatkowe badania trzeba walczyć samemu. Musiałam się narzucać lekarzom, by interesowało ich co złego dzieje się z dzieckiem poza wycinkową diagnozą, którą sobie postawili. Obchód wygląda tak, że do nas przychodziła rano tylko lekarka prowadząca i ją dręczyłam pytaniami i infermacjami, natomiast na obchodzie właściwym lekarze pokazują palcem dziecko przez szybkę z korytarza i coś tam o nim gadają, zapadają decyzje nieprzekazywane mi, nikt nie powie ani dzień dobry ani kukuryku i jest to dla mnie obraźliwa metoda. W szpitalu tym kawał dobrej roboty wykonują fantastyczne nauczycielki i przedszkolanki.
Silije


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 9,056
Dołączył: pią, 23 sty 04 - 17:33
Skąd: Okolica Poznania
Nr użytkownika: 1,362

GG:


post śro, 16 lis 2005 - 10:40
Post #12

Poznań szpital na Nowowiejskiego listopad 2002 zapalenie płuc: przepełniony, po prostu napchany dziećmi i gośćmi, stąd rotawirus rozprzestrzeniał się jak pożar, na 4 dzień wypisałam dziecko na własne żądanie, by zdążyć uciec przed rotawirusem (udało się). Spanie tylko na twardych krzesłach. Na czas obchodów rodzice wypraszani i zero informacji. Sama musiałam się domagać oklepywania pleców córki, bo została przegapiona. Pielęgniarki delikatne dla dzieci. Julka kończyła dożylne leczenie w domu pod okiem babci doświadczonej pielęgniarki (z powodu ucieczki przed rotawirusem), umożliwiono nam "nielegalną ucieczkę" z wenflonem w żyle i bardzo to był ludzki gest, bo wenflon wytrzymał do końca i nie trzeba było drugi raz wkłuwać.

Poznań klinika na Szpitalnej oddział neurologii i chorób zakaźnych październik 2005:
warunki bardzo dobre, pokoje pojedyncze, dla rodziców materace, można też spać z dzieckiem na dużym łóżku, łazienka w każdym pokoju, czysto. Ale dziecko nie jest traktowane całościowo tylko wycinkowo, stąd o wszystkie dodatkowe badania trzeba walczyć samemu. Musiałam się narzucać lekarzom, by interesowało ich co złego dzieje się z dzieckiem poza wycinkową diagnozą, którą sobie postawili. Obchód wygląda tak, że do nas przychodziła rano tylko lekarka prowadząca i ją dręczyłam pytaniami i infermacjami, natomiast na obchodzie właściwym lekarze pokazują palcem dziecko przez szybkę z korytarza i coś tam o nim gadają, zapadają decyzje nieprzekazywane mi, nikt nie powie ani dzień dobry ani kukuryku i jest to dla mnie obraźliwa metoda. W szpitalu tym kawał dobrej roboty wykonują fantastyczne nauczycielki i przedszkolanki.

--------------------
"Wierzę, że na mojej drodze zawsze skręcę we właściwą stronę. Bo wierzę że Bóg wytyczy drogę tam, gdzie jej nie ma". N.V. Peale
reszka

Go??







post śro, 16 lis 2005 - 10:41
Post #13

Kraków oddział chirurgii dziecięcej szpitala im. Żeromskiego, rok 2001. Michał trafia na planową operację plastyki kanału pachwinowego. Matki moga być z dziećmi całą dobę, opłaty nie pamiętam czy była. Lekarze różni - anestezjolog - beton, chirurdzy mało komunikatywni (jak to chirurdzy), informacje trzeba było wołami wyciągać. Rutynowe postepowanie, dogadać się jednak dało. Może dlatego że jestem upierdliwa i wiem o co pytać.
Potem trafiłam tam na ostry dyżur z Magdy zwichniętą ręką i przyjmował nas przemiły młody doktor - ze świetnym podjeściem do dzieci, potrafił w kilku słowach wyjaśnic i uspokoić (Magda po nastawieniu nadal nie ruszała ręką, okazało sie że ma tzw. długą pamięć bólu i rzeczywiście tak było). Mam nadzieje że ten lekarz jeszcze tam pracuje i dobrze mu się wiedzie, tym bardziej że kontrast pomiędzy nim a pania doktor która pierwsza magde ogladała był szalony (na jego korzyść)..

Kraków, oddział chirurgi jednego dnia Scanmed, 2002 rok. Michał ma plastykę kanału pachwinowego po drugiej stronie. Totalna bomba, przemiły doktor Ł., wszytsko wyjaśnia, bardzo pomocny. Anestezjolożka - super - babka, tez wwzystko opowiada. Michał był usypiany przez maseczkę na rękach taty(weszliśmy z nim na salę operacyjną), co jest tam standartem, a nie wyjątkiem, jesli sie oczywiście chce. Wszystkie dalsze zabiegi (rozebranie, podkłucie) odbyły sie już po uspieniu. Nie zapomnieli nawet o czopku przeciwbólowym! Misiek obudził sie sam, nie było brutalnego wybudzania, poszliśmy do domu tego samego dnia. Potem kontrola - też wszystko w porządku. Dodam, że tutaj równiez wszystko odbywało się w ramach NFZ i nie płaciłam ani złotówki.

Magda, szpital im. Narutowicza, Kraków, rok 2003. Trafiła z obturacyjnym zapaleniem oskrzeli, które leczyło sie bardzo opornie, jak na lekarskie dziecko przystało. Oddział przystosowany do przebywania matek z dziecmi - łóżka lub dostawki, za popbyt wykupywało się cegiełki, osoby w trudnej sytuacji finansowej były zwolnione, wówczas świezo wyremontowana łazienka, dostęp do czajnika, mozliwość zapkupienia obiadów w stołówce szpitalnej. Pielęgniarki - raczej większość miłe, jedna arcymiła, jedna arcyzmora, generalnie na plusie. Obecność rodzica przy zabiegach - mozliwa, choć niezbyt mile widziana. Lekarze - zależy. Magdy prowadząca - słabo komunikatywna, informacje wydzierałam, natomiast dr J. prowadząca dziewczynkę z tej samej sali - super - babka.
addera
śro, 16 lis 2005 - 11:20
Koszalin, Oddział Dzieci Starszych - 1998 rok
Dominika trafiła z wysoką gorączką (nie do zbiacia przez 5 dni) i ostarym kaszlem. Diagnoza - zapalenie płuc. Przebywała na oddziale 2 tygodnie. Dwie sale przeznaczone dla rodziców z dziećmi (za dodatkową opłatą), poza tymi salami rodzice na noc wypraszani z oddziału. Informacje wyciągane od lekarzy na siłe i tylko dzięki temu , że byłam tam 23 godziny na dobę (na godzinę jechałam do domu, żeby sie wykąpac i zjeść obiad - wtedy zastępował mnie mąż) to mogłam się cokolwiek dowiedzieć.
Ubikacja dla rodziców jedna na całe cztery piętra szpitala dziecięcego. Prysznica brak. Kuchnia dostępna. W pokoju dla matki z dzieckiem - umywalka. Toaleta i łązienka dla dzieci wspólna dla całego oddziału.
Tak było 7 lat temu. Jak jest dziś - nie wiem.

Koszalin, Oddział Laryngologii - 1998 rok.
Dominika trafiła na oddział w celu nacięcia ropienia, który utworzył się w okolicy węzłą chłonnego na podbródku. Jedna sala dziecięca wydzielona na oddziale dla dorosłych. Przebywała na oddziale 7 dni. Zabieg wykonany w drugiej dobie pobytu. Na salę operacyjną mogłam ją odprowadzić tylko do drzwi. Rodzice mogli przebywac z dziećmi od 7 rano do 22. Na noc .wypraszano rodziców z oddziału. Łazienka i toaleta bezpośrednio przy pokoju dziecięcym. Opieka pielęgniarek i lekarzy fantastyczna. Pełna informacja, lekarze odpowiadali na wszystkie zadane (nawet najgłupsze) pytania. Dzień po zabiegu Dominika dostała przepustkę i pozwolono nam dwa razy dziennie przyjeźdżać na płukanie i zmianę opatrunku.
To też było 7 lat temu. Jak jest dziś - wiem tylko, że nadal nie ma osobnego oddziału dla dzieci.
addera


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,191
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 14:04
Nr użytkownika: 171




post śro, 16 lis 2005 - 11:20
Post #14

Koszalin, Oddział Dzieci Starszych - 1998 rok
Dominika trafiła z wysoką gorączką (nie do zbiacia przez 5 dni) i ostarym kaszlem. Diagnoza - zapalenie płuc. Przebywała na oddziale 2 tygodnie. Dwie sale przeznaczone dla rodziców z dziećmi (za dodatkową opłatą), poza tymi salami rodzice na noc wypraszani z oddziału. Informacje wyciągane od lekarzy na siłe i tylko dzięki temu , że byłam tam 23 godziny na dobę (na godzinę jechałam do domu, żeby sie wykąpac i zjeść obiad - wtedy zastępował mnie mąż) to mogłam się cokolwiek dowiedzieć.
Ubikacja dla rodziców jedna na całe cztery piętra szpitala dziecięcego. Prysznica brak. Kuchnia dostępna. W pokoju dla matki z dzieckiem - umywalka. Toaleta i łązienka dla dzieci wspólna dla całego oddziału.
Tak było 7 lat temu. Jak jest dziś - nie wiem.

Koszalin, Oddział Laryngologii - 1998 rok.
Dominika trafiła na oddział w celu nacięcia ropienia, który utworzył się w okolicy węzłą chłonnego na podbródku. Jedna sala dziecięca wydzielona na oddziale dla dorosłych. Przebywała na oddziale 7 dni. Zabieg wykonany w drugiej dobie pobytu. Na salę operacyjną mogłam ją odprowadzić tylko do drzwi. Rodzice mogli przebywac z dziećmi od 7 rano do 22. Na noc .wypraszano rodziców z oddziału. Łazienka i toaleta bezpośrednio przy pokoju dziecięcym. Opieka pielęgniarek i lekarzy fantastyczna. Pełna informacja, lekarze odpowiadali na wszystkie zadane (nawet najgłupsze) pytania. Dzień po zabiegu Dominika dostała przepustkę i pozwolono nam dwa razy dziennie przyjeźdżać na płukanie i zmianę opatrunku.
To też było 7 lat temu. Jak jest dziś - wiem tylko, że nadal nie ma osobnego oddziału dla dzieci.

--------------------



malinowa i Malin...
śro, 16 lis 2005 - 12:40
Dziękuję za dotychczasowe wpisy. Wyjasniam, po co mi to wszystko. Chcemy - narazie w jednym miejscu - doprowadzić do realizacji prawa rodziców do informacji o diagnozie, stanie zdrowia i leczeniu dziecka.
Piszcie dalej.
malinowa i Malin...


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,141
Dołączył: sob, 29 mar 03 - 13:35
Skąd: Kraków
Nr użytkownika: 209




post śro, 16 lis 2005 - 12:40
Post #15

Dziękuję za dotychczasowe wpisy. Wyjasniam, po co mi to wszystko. Chcemy - narazie w jednym miejscu - doprowadzić do realizacji prawa rodziców do informacji o diagnozie, stanie zdrowia i leczeniu dziecka.
Piszcie dalej.

--------------------
amania
śro, 16 lis 2005 - 12:46
1999 rok, oddział noworodkowy w szpitalu położniczo-ginekologicznym przy ul. polnej 33 w poznaniu
brak informacj o stanie zdrowia (może dlatego, że sami nie wiedzieli co jej jest icon_twisted.gif ), zero wywiadu nt dziecka, pielęgniarki nieżyczliwe, lelarze podobnie, traktowano mnie lekceważąco, bo sporo płakałam ("matką się trzeba zająć a nie dzieckiem"), wypisali ją zaraz po polepszeniu się wyników - chwilowym jak się okazało, nie dostałam żadnych wskazówek, jak postępować z nią w domu

5 dni później, szpital dziecięcy przy ul Krysiewicza w p-niu, oddział niemowlęcy
wywiad trwał 1,5 godziny, zrobiono jej wszystkie możliwe badania, postawiono diagnozę, informowano mnie na bieżąco, a stan Marysi poprawiał się z dnia na dzień
jedynie warunki b. kiepskie, oddział b. przepełniony, a inkubator pamiętał chyba czasy mojego dzieciństwa


2005, czerwiec, szpital przy ul. Nowowiejskiego, oddział zakaźny (chyba I-szy) tym razem trzymiesięczna Matylda
maleńki pokoik, ale poza tym warunki dobre, czysto, personel miły, informacja dobra, zrobili całą serię badań, żeby wylkuczyć podejrzewane zapalenie opon mózgowych (po czym okazało się, że to początek ospy icon_lol.gif ) - w każdym razie nie miałam zastrzeżeń
amania


Grupa: Moderatorzy
Postów: 10,650
Dołączył: śro, 26 mar 03 - 23:38
Skąd: podPoznań
Nr użytkownika: 131




post śro, 16 lis 2005 - 12:46
Post #16

1999 rok, oddział noworodkowy w szpitalu położniczo-ginekologicznym przy ul. polnej 33 w poznaniu
brak informacj o stanie zdrowia (może dlatego, że sami nie wiedzieli co jej jest icon_twisted.gif ), zero wywiadu nt dziecka, pielęgniarki nieżyczliwe, lelarze podobnie, traktowano mnie lekceważąco, bo sporo płakałam ("matką się trzeba zająć a nie dzieckiem"), wypisali ją zaraz po polepszeniu się wyników - chwilowym jak się okazało, nie dostałam żadnych wskazówek, jak postępować z nią w domu

5 dni później, szpital dziecięcy przy ul Krysiewicza w p-niu, oddział niemowlęcy
wywiad trwał 1,5 godziny, zrobiono jej wszystkie możliwe badania, postawiono diagnozę, informowano mnie na bieżąco, a stan Marysi poprawiał się z dnia na dzień
jedynie warunki b. kiepskie, oddział b. przepełniony, a inkubator pamiętał chyba czasy mojego dzieciństwa


2005, czerwiec, szpital przy ul. Nowowiejskiego, oddział zakaźny (chyba I-szy) tym razem trzymiesięczna Matylda
maleńki pokoik, ale poza tym warunki dobre, czysto, personel miły, informacja dobra, zrobili całą serię badań, żeby wylkuczyć podejrzewane zapalenie opon mózgowych (po czym okazało się, że to początek ospy icon_lol.gif ) - w każdym razie nie miałam zastrzeżeń

--------------------
Jedyne, czego zazdroszczę mojemu mężowi, to żona.
blaire
śro, 16 lis 2005 - 12:51
Rok 2002, Specjalistyczny Szpital Dziecięcy chorób płuc i alergii- Instytut Opieki nad Matką i Dzieckiem, Gdańsk, ul. Polanki. Kuba trafia z obturacyjnym zapaleniem płuc i oskrzeli. Opieka fantastyczna. Informacje otrzymywałam zarówno od lekarzy jak i pielęgniarek-jaki lek ma właśnie podawany, na co i dlaczego, w jakiej dawce, ew skutki uboczne. Lekarz prowadzący dzwonił nawet w środku nocy do pielęgniarek, żeby dowiedzieć się o stan Kuby. Ordynator- wspaniała kobieta, która zmieniła w ciągu kilku dni o 180 stopni moją opinię o lekarzach. Zaraz po założeniu wenflonu oprowadzono mnie po oddziale- pokazano wszystko, zabiegowy, pomieszczenie gdzie inhalowano dzieci i robiono drenaże, toaleta dla dzieci (Kuba miał 6 miesięcy icon_wink.gif ) i dla rodziców (z prysznicem), świetlica, pokój socjalny dla rodziców (lodówka, czajnik bezprzewodowy, stół i krzesła, szaka na pieczywo, płyn do mycia naczyć, sztućce, kubki). Do dyspozycji rodziców kuchenka mikrofalowa w kuchni oddziałowej.
Salowe fantastyczne, pomagały jak tylko mogły. Bez problemu można było zanieść dziecko do dyżurki jeśli nie spało a rodzic chciał wziąć prysznic. Matki karmiące pobyt bezpłatny, dzieci pozostałych 7 zł/dobę. Dostałam łóżko polowe i pościel. W każdej sali max 3 dzieci, w każdej na parapecie zabawki. Mozna było przynieść też swoje z domu.
Kuba był tam w sumie 6 razy na przełomie 2002-2003.Zawsze na tym samym- VII oddziale. Zawsze prowadziła go ta sama lekarka. Ordynator po przyjściu do pracy robiła indywidualny "obchód". Badając starsze dzieci, tzn mówiące NIGDY nie zadawała pytań na temat ich samopoczucia rodzicom lecz bezpośrednio maluchom. Rodziców w razie potrzeby wołała do siebie i tam rozmawiali. Nie robiła problemów, jeśli rodzic chciał zabrać ze sobą dziecko. Lekarz przypisany do pacjenta-zmiana sali nie ciągnęła za sobą zmiany lekarza prowadzącego. Do dziś jest rozpoznawany przez personel oddziału-podobnie jak ja. Pamiętano nas, gdy po ponad rocznej nieobecności na oddziale byłam tam odwiedzić pacjenta- od drzwi powitano mnie sympatycznie, zwracając się po nazwisku i z obawą w głosie pytając gdzie Kuba...

2002. Szpital Morski im. PCK w Gdyni Redłowie, oddzial pediatryczny. Lekarz prowadzący przypisany do sali, a nie do pacjenta. Po 2 dniach Kubę przeniesiono na inną salę, więc automatycznie zmienił się lekarz.
Pielęgniarki niechętnie udzielały odpowiedzi na nasze pytania, z lekarzy odpowiedzi wyciągaliśmy niemal na siłę. Mimo, iż Kuba karmiony był tylko piersią nie mogłam zostać na noc, mogłam ściągnąć pokarm, podpisać butelkę i zostawić w lodówce. Oddział musiałam opuścić przed 23, a ponieważ do domu jeździłam kolejką i autobusem wychodziłam jednak wcześniej. Dziecka nie karmiono moim pokarmem. Na noc dostał mleko zagęszczone zupką jarzynową.

2003. Akademia Medyczna w Gdańsku, oddział obserwacyjno-zakaźny. Silna duszność, szmery w płucach i oskrzelach. Niedobór przeciwciał, miał mieć je podawane. Przyjęto nas po ponad dwugodzinnym oczekiwaniu na izbie przyjęć oddziału. Podczas mojej 4-rogodzinnej nieobecności (mały na oddział trafił prosto z poradni immunologii dziecięcej, nie mieliśmy przy sobie kompletnie nic. więc musiałam pojechać do domu) podano Kubie 2 dawki antybiotyku, na który jest uczulony. Lekarz dyżurny nie chciał odpowiedzieć na żadne z moich pytań, dopiero po ostrym nacisku dowiedzieliśmy się o tym czym leczą nasze dziecko.
Inhalację, którą miał mieć zrobioną o konkretnej porze zrobiono mu ponad godzinę wcześniej nie widząc w tym nic złego. Mogłam nocować, opłata 25 zł/dobę z posiłkiem. Nocleg w innym budynku, "a jak dziecko będzie mocno płakać to po panią zadzwonimy". Przeciwciał nie podano. Na drugi dzień rano Kuba leżał w łóżeczku z przywiązaną rączką, w której miał wenflon do szczebelek. Miał odparzoną pupę (kupa, przesikany totalnie pampers). Bez mojej wiedzy podano mu zupełnie inne mleko niż to, które wtedy mu podawałam- również zagęszczone zupką. Nie chciał jeść więc butelkę z tą papką postawiono na stoliku przy łóżeczku. Pielęgniarka oznajmiła mi, że on poprostu nie chciał jeść, więc mu zostawiły, żeby sobie wziął jak zgłodnieje. Miał wtedy niecałe 10 miesięcy... Zabrałam go na własne żądanie. Oczywiście wysłuchałam wywodu pana ordynatora, jaka ze mnie nieodpowiedzialna matka, że wypisuję dziecko z silną dusznością. Ale ja już wiedziałam (rozmowa tel w środku nocy z personelem szpitala specjalistycznego), że cekają już na nas na Polankach.
Aha, najlepszy był tekst pana ordynatora: Pani nie podała, że on jest na dalacin uczulony, więc o co ma pani pretensje? Może je mieć pani tylko do siebie.
Kazałam mu sprawdzić dokładnie kartę. Było obok tabelki, w tabelce miejsca zabrakło... A on na to: Lekarz i pielęgniarki nie mają obowiązku czytania tego, co jest gdzieś maczkiem na marginesie napisane!
blaire


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 8,199
Dołączył: sob, 10 maj 03 - 22:59
Skąd: Gdańsk
Nr użytkownika: 703

GG:


post śro, 16 lis 2005 - 12:51
Post #17

Rok 2002, Specjalistyczny Szpital Dziecięcy chorób płuc i alergii- Instytut Opieki nad Matką i Dzieckiem, Gdańsk, ul. Polanki. Kuba trafia z obturacyjnym zapaleniem płuc i oskrzeli. Opieka fantastyczna. Informacje otrzymywałam zarówno od lekarzy jak i pielęgniarek-jaki lek ma właśnie podawany, na co i dlaczego, w jakiej dawce, ew skutki uboczne. Lekarz prowadzący dzwonił nawet w środku nocy do pielęgniarek, żeby dowiedzieć się o stan Kuby. Ordynator- wspaniała kobieta, która zmieniła w ciągu kilku dni o 180 stopni moją opinię o lekarzach. Zaraz po założeniu wenflonu oprowadzono mnie po oddziale- pokazano wszystko, zabiegowy, pomieszczenie gdzie inhalowano dzieci i robiono drenaże, toaleta dla dzieci (Kuba miał 6 miesięcy icon_wink.gif ) i dla rodziców (z prysznicem), świetlica, pokój socjalny dla rodziców (lodówka, czajnik bezprzewodowy, stół i krzesła, szaka na pieczywo, płyn do mycia naczyć, sztućce, kubki). Do dyspozycji rodziców kuchenka mikrofalowa w kuchni oddziałowej.
Salowe fantastyczne, pomagały jak tylko mogły. Bez problemu można było zanieść dziecko do dyżurki jeśli nie spało a rodzic chciał wziąć prysznic. Matki karmiące pobyt bezpłatny, dzieci pozostałych 7 zł/dobę. Dostałam łóżko polowe i pościel. W każdej sali max 3 dzieci, w każdej na parapecie zabawki. Mozna było przynieść też swoje z domu.
Kuba był tam w sumie 6 razy na przełomie 2002-2003.Zawsze na tym samym- VII oddziale. Zawsze prowadziła go ta sama lekarka. Ordynator po przyjściu do pracy robiła indywidualny "obchód". Badając starsze dzieci, tzn mówiące NIGDY nie zadawała pytań na temat ich samopoczucia rodzicom lecz bezpośrednio maluchom. Rodziców w razie potrzeby wołała do siebie i tam rozmawiali. Nie robiła problemów, jeśli rodzic chciał zabrać ze sobą dziecko. Lekarz przypisany do pacjenta-zmiana sali nie ciągnęła za sobą zmiany lekarza prowadzącego. Do dziś jest rozpoznawany przez personel oddziału-podobnie jak ja. Pamiętano nas, gdy po ponad rocznej nieobecności na oddziale byłam tam odwiedzić pacjenta- od drzwi powitano mnie sympatycznie, zwracając się po nazwisku i z obawą w głosie pytając gdzie Kuba...

2002. Szpital Morski im. PCK w Gdyni Redłowie, oddzial pediatryczny. Lekarz prowadzący przypisany do sali, a nie do pacjenta. Po 2 dniach Kubę przeniesiono na inną salę, więc automatycznie zmienił się lekarz.
Pielęgniarki niechętnie udzielały odpowiedzi na nasze pytania, z lekarzy odpowiedzi wyciągaliśmy niemal na siłę. Mimo, iż Kuba karmiony był tylko piersią nie mogłam zostać na noc, mogłam ściągnąć pokarm, podpisać butelkę i zostawić w lodówce. Oddział musiałam opuścić przed 23, a ponieważ do domu jeździłam kolejką i autobusem wychodziłam jednak wcześniej. Dziecka nie karmiono moim pokarmem. Na noc dostał mleko zagęszczone zupką jarzynową.

2003. Akademia Medyczna w Gdańsku, oddział obserwacyjno-zakaźny. Silna duszność, szmery w płucach i oskrzelach. Niedobór przeciwciał, miał mieć je podawane. Przyjęto nas po ponad dwugodzinnym oczekiwaniu na izbie przyjęć oddziału. Podczas mojej 4-rogodzinnej nieobecności (mały na oddział trafił prosto z poradni immunologii dziecięcej, nie mieliśmy przy sobie kompletnie nic. więc musiałam pojechać do domu) podano Kubie 2 dawki antybiotyku, na który jest uczulony. Lekarz dyżurny nie chciał odpowiedzieć na żadne z moich pytań, dopiero po ostrym nacisku dowiedzieliśmy się o tym czym leczą nasze dziecko.
Inhalację, którą miał mieć zrobioną o konkretnej porze zrobiono mu ponad godzinę wcześniej nie widząc w tym nic złego. Mogłam nocować, opłata 25 zł/dobę z posiłkiem. Nocleg w innym budynku, "a jak dziecko będzie mocno płakać to po panią zadzwonimy". Przeciwciał nie podano. Na drugi dzień rano Kuba leżał w łóżeczku z przywiązaną rączką, w której miał wenflon do szczebelek. Miał odparzoną pupę (kupa, przesikany totalnie pampers). Bez mojej wiedzy podano mu zupełnie inne mleko niż to, które wtedy mu podawałam- również zagęszczone zupką. Nie chciał jeść więc butelkę z tą papką postawiono na stoliku przy łóżeczku. Pielęgniarka oznajmiła mi, że on poprostu nie chciał jeść, więc mu zostawiły, żeby sobie wziął jak zgłodnieje. Miał wtedy niecałe 10 miesięcy... Zabrałam go na własne żądanie. Oczywiście wysłuchałam wywodu pana ordynatora, jaka ze mnie nieodpowiedzialna matka, że wypisuję dziecko z silną dusznością. Ale ja już wiedziałam (rozmowa tel w środku nocy z personelem szpitala specjalistycznego), że cekają już na nas na Polankach.
Aha, najlepszy był tekst pana ordynatora: Pani nie podała, że on jest na dalacin uczulony, więc o co ma pani pretensje? Może je mieć pani tylko do siebie.
Kazałam mu sprawdzić dokładnie kartę. Było obok tabelki, w tabelce miejsca zabrakło... A on na to: Lekarz i pielęgniarki nie mają obowiązku czytania tego, co jest gdzieś maczkiem na marginesie napisane!

--------------------
Jakub 09.2001
Korneliusz 10.2005
i




Ten świat jest komedią dla tych, którzy myślą, i tragedią dla tych, którzy czują

Horacy
Potwora
śro, 16 lis 2005 - 14:05
CYTAT(malinowa i Malina)
Dziękuję za dotychczasowe wpisy. Wyjasniam, po co mi to wszystko. Chcemy - narazie w jednym miejscu - doprowadzić do realizacji prawa rodziców do informacji o diagnozie, stanie zdrowia i leczeniu dziecka.  
Piszcie dalej.


Było by super bo brak informacji jest tutaj najgorszy icon_sad.gif
Potwora


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,934
Dołączył: nie, 13 kwi 03 - 19:47
Skąd: .......
Nr użytkownika: 569




post śro, 16 lis 2005 - 14:05
Post #18

CYTAT(malinowa i Malina)
Dziękuję za dotychczasowe wpisy. Wyjasniam, po co mi to wszystko. Chcemy - narazie w jednym miejscu - doprowadzić do realizacji prawa rodziców do informacji o diagnozie, stanie zdrowia i leczeniu dziecka.  
Piszcie dalej.


Było by super bo brak informacji jest tutaj najgorszy icon_sad.gif
dumiczowa
śro, 16 lis 2005 - 14:07
Specjalistyczny Zakład Opieki Zdrowotnej nad Matka i Dzieckiem
Wałbrzych oddział obserwacyjno zakaźny

kwiecien 2002

lezeliśmy tam podejżani o odczyn poszczepienny , który w efeckie okazał się zapaleniem płuc.

Informacje na temat stanu zdrowia dziecka- żadna, jedyną kompetentną osoba była ordynator tego oddziału, pozostali lekarze, naprawde aż żal pisac , żenada. Jedna pani doktor nakazała mi młodego wykąpać w krochmalu bo dostał wysypki jak to nazwała "pewnie pokarmowej"(sugerowałam ze wysypka wystąpiła bezpośrednio po podaniu leku przez pompę), gdyby nie zmiana antybiotyku przez ordynator nie wiem jak dalej potoczyło by się wszystko.
Jęsli chodzi o sam pobyt - cały czas mogłam przebywać z Kacperkiem na sali on miał łóżeczkoo mnie przydzielono osobne łóżko ( wiem jednak ze w tej chwili rodzice którzy chcą nocować w szpitalu mogą nocować jedynie na krześle na korytarzu)
Jeśli chodzi o sposób traktowania dzieci- raczej bez zarzutu jednak była tam jedna taka pani doktor która była oburzona ze zrywam ją w nocy bo dziecku pękła żyła. takimi rzeczami zajmują się pielęgniarki, której niestety wóczas nie mogłam uraczyc na oddziale.
Jeszcze jedno co mnie oburzało to to że na odziale zakaźnym gdzie leżały różne dzieci i te z ospą i z zapaleniem płuc tylko ordynator przy obchodzie myła ręce wchodzac do kolejnego pokoju. Innym zdarzało się to sporadycznie.

pozdr.
dumiczowa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,129
Dołączył: wto, 01 kwi 03 - 21:23
Skąd: z Wałbrzycha
Nr użytkownika: 269




post śro, 16 lis 2005 - 14:07
Post #19

Specjalistyczny Zakład Opieki Zdrowotnej nad Matka i Dzieckiem
Wałbrzych oddział obserwacyjno zakaźny

kwiecien 2002

lezeliśmy tam podejżani o odczyn poszczepienny , który w efeckie okazał się zapaleniem płuc.

Informacje na temat stanu zdrowia dziecka- żadna, jedyną kompetentną osoba była ordynator tego oddziału, pozostali lekarze, naprawde aż żal pisac , żenada. Jedna pani doktor nakazała mi młodego wykąpać w krochmalu bo dostał wysypki jak to nazwała "pewnie pokarmowej"(sugerowałam ze wysypka wystąpiła bezpośrednio po podaniu leku przez pompę), gdyby nie zmiana antybiotyku przez ordynator nie wiem jak dalej potoczyło by się wszystko.
Jęsli chodzi o sam pobyt - cały czas mogłam przebywać z Kacperkiem na sali on miał łóżeczkoo mnie przydzielono osobne łóżko ( wiem jednak ze w tej chwili rodzice którzy chcą nocować w szpitalu mogą nocować jedynie na krześle na korytarzu)
Jeśli chodzi o sposób traktowania dzieci- raczej bez zarzutu jednak była tam jedna taka pani doktor która była oburzona ze zrywam ją w nocy bo dziecku pękła żyła. takimi rzeczami zajmują się pielęgniarki, której niestety wóczas nie mogłam uraczyc na oddziale.
Jeszcze jedno co mnie oburzało to to że na odziale zakaźnym gdzie leżały różne dzieci i te z ospą i z zapaleniem płuc tylko ordynator przy obchodzie myła ręce wchodzac do kolejnego pokoju. Innym zdarzało się to sporadycznie.

pozdr.

--------------------
Czy ja tu byłam z pieskiem czy bez pieska?

Moje nieznośne miłości- Paweł 2004 i Kacper 2002
sdw
śro, 16 lis 2005 - 21:11
Reszka, czy twój cudowny doktor Ł. ma imię na P? icon_lol.gif Mniemam, ze tak. I jestem dziwnie pewna, ze to nasz cudony Ł. z którym spotkamy sie w przyszłym tygodniu. No, kocham go miłością nadziemską icon_lol.gif
sdw


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,326
Dołączył: pią, 28 mar 03 - 19:04
Skąd: ze wschodu
Nr użytkownika: 188

GG:


post śro, 16 lis 2005 - 21:11
Post #20

Reszka, czy twój cudowny doktor Ł. ma imię na P? icon_lol.gif Mniemam, ze tak. I jestem dziwnie pewna, ze to nasz cudony Ł. z którym spotkamy sie w przyszłym tygodniu. No, kocham go miłością nadziemską icon_lol.gif

--------------------
K'98 K'01 F'04

- Teraz w lewo, moja hrabino.
- Dlaczegóż, drogi hrabio?
- Kończy mi się gwint w protezie.
> Doświadczenia szpitalne
Start new topic
Reply to this topic
5 Stron V   1 2 3 następna ostatnia 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: pią, 01 lis 2024 - 00:47
lista postw tego wtku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama